niedziela, 18 września 2011

12. 09. 2011, 4:52, Wegry - turecki parking IBO


Oczekiwanie, czekanie i trwanie towarzyszylo nam przez cala niedziele. Upal doskwieral, a my leniwie przedzieralismy sie przez gestwine goracego powietrza. Na rozstaju drog, tuz za Bratyslawa, nasza nadzieja przygasla widzac, ze wszyscy kierowcy zmierzaja do Wiednia. Jakby na Slowacji zapanowal wielki Exodus do ziemi obiecanej. Postanowilismy wiec cierpliwie poczekac na tureckiego kierowce Emre, ktory mial ruszac o polnocy. 3,5 godziny pozniej, ok. 4 rano wysiedlismy na tureckim parkingu, gdzie wszystkie ciezarowki jada w kierunku Turcji. Niestety my musimy najpierw do Grecji. Szczegolnosc takiego miejsca poznalismy jadac kilka lat temu do Rumunii, wtedy to dzieki poznanemu w Chyzne Ibrahimowi, odkrylismy ze zdumieniem, iz tureccy kierowcy maja wlasna siec ¨wewnetrznych¨parkingow i barow. To dla nich jak oaza na pustyni. Takie miejsca sa zazwyczaj polozone nieco na uboczu, wiec trudno tam trafic bez wtajemniczonego przewodnika. Na miejscu Emre zatroszczyl sie o nas jak nalezy, uraczyl czajem i porozmawial z kilkoma pracownikami by mieli nas na oku  (takie parkingi noca, to nie wymazone miejsce dla kobiety …) po kolejnej szklaneczce czaju, kilku partyjkach w warcaby, gdy slonce budzilo swiat ze snu postanowilismy wziasc sprawy w swoje rece.
Pierwszy zapytany kierowca i strzal w dziesiatke – dowiezie nas do granicy z Serbia. Po krotkiej drzemce jestesmy na granicy, ktora jak wiele na naszej drodze musielismy przejsc pieszo. Tam po chwili znowu bingo, tym razem dwie ciezarowki jadace do Macedonii, musielismy sie rozdzielic. Macedonscy kierowcy to niezwykle zjawisko, nieustraszeni jezdzcy poludnia przemierzaja swiat niemal bez odpoczynku. Dragan wraz ze swoim rumakiem tworzyli jednosc. Bez swojej maszyny nie potrafil wytrzymac nawet dwoch dni, bedac w pelni swiadomym swojego pracoholizmu¨. Podbijajac kraje niczym Aleksander Macedonski (Serbia, Wegry, az po Skandynawie i dalej kraje Beneluxu, w kierunku Austrii, Czech i wreszcie drogi powrotnej do Macedonii), spal tylko tyle ile potrzebowal, rozwiazujac problem przymusowych pauz przy pomocy lapowek. Patrzac na jego twarz mialo sie wrazenie jakby ta cala nalezala do krainy cienia. Dragan wraz ze swoim kompanem dowiezli nas az do Macedoni - zajelo im to caly dzien.
Dojezdzajac do granicy serbsko-macedonskiej dowiadujemy sie o planowanym dnia nastepnego strajku na granicy po stronie greckiej, ktory mial unieruchomic obywajacy sie tam tranzyt. Chwila wahania i konsternacji, po czym proba znalezienia transportu przez Macedonie. Niestety, po dluzszym oczekiwaniu dowiadujemy sie ze ze wzgledu na strajk i potrzebe snu nikt juz dzisiaj nie pojedzie do Grecji, a i jutro nie wiadomo… Wedrujac po przygranicznym terenie w poszukiwaniu mobilnego wybawcy, spotykamy tylko bezdomne psy i grupke Cyganow…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz