sobota, 7 kwietnia 2012

21.11.11. - Codzienność w Złotej Świątyni


Następne dwa dni spędzamy w Złotej Świątyni regenerując siły po pierwszym spotkaniu z Indiami. Pozostajemy głównie na jej terenie rozkoszując się panującym tam spokojem oraz unoszącym się w powietrzu dźwiękiem sikhijskih mantr. Zatapiamy się w atmosferze ukojenia, dryfując przez ocean wypełniającego to miejsce Ducha.
Sam teren świątynny przyodziany w lśniący, biały marmur jest jakby oazą dla roztaczajacego sie dookoła brudu i chaosu miasta. 
Widząc ogromną pracę jaką wykonują Sikhowie (codziennie rozdają oni jedzenie tysiącom wiernych!) postanawiam przyłączyć się do dróżyny wolontaryjnej, zajmującej się przygotowywaniem warzyw na posiłki. To niesamowite móc obserwować ten świat od wewnątrz: tu ekipa obierajaca warzywa, tu lepiaca ciapaty, jeszcze gdzie indziej ogromne kotły, a w ich cieniu warzony na mleku czaj. Ludzie prychodzą, odchodzą; młodzi, starzy; zdrowi i schorowani; kobiety, mężczyźni...wszystkich zgromadziła w tym miejscu wiara. Obserwuje zmieniające sie przed mym obliczem twarze – są ich tysiące! Nie moge się nadziwić, jak Sikhom udaje się wykarmić taką ilość ludu!

.:przygotowanie posiłku dla wiernych:.
.:ciapaty:.




















.:brudne naczynia:.
.:wydawanie naczyń:.




















.:wielkie gotowanie:.
.:czaj:.
.:apetyt na zdrowie:.
Nocą przestrzeń świątyni staje się jeszcze bardziej magiczna niż za dnia. Przechadzam się boso po marmurowej posadzce spoglądając na porozkładane w jej rogach śpiące ciała. Wszyscy korzystają z świętej gościnności tego miejsca. Kto tylko chce, może rozłożyć się pod kolumnami i oddać swą duszę w posiadanie aniołów. I ja postanawiam zakosztować codzienności przebywających w świątyni Sikhtów. Znajduję spokojny kącik, gdzie rozkładam swą karimatę układając zmęczone ciało do snu. Uwielbiam moment na granicy świadomości, kiedy ciało jest już "martwe", a umysł drażni się z wyobraźnią malującą przeróżne, abstrakcyjne obrazy.
Nagle coś ściąga mnie brutalnie na ziemię! Otwieram oczy i widzę, że moja karimata dryfuje po tafli wody. Czy to sen, czy rzeczywistość? Z ...stwierdzam, że otaczająca mnie woda jest prawdziwa. O drugiej nad ranem przestrzeń świątyni należy do jej oddanych sług, armii wolontariuszy sprzątającej nocą marmurową posadzkę, oczyszczając ją z brudu naniesionego za dnia przez grzeszników; hektolitry wody obmywają jej zbrukane ciało, a ludzkie dłonie pieszczą jej gładką, lśniącą skórę w matowym świetle przygaszonych lamp. Zbieram swoje posłanie i przenoszę się na teren dormitorium. Turyści, którzy tu przebywają, mają niebywały zaszczyt spać na łóżkach. Liczna rzesza pielgrzymów nie ma tego szczęścia. Jej sypialnią staje się kamienna posadzka dziedzińca...Ciało obok ciała, koc obok koca, mozaika ludzkich snów...

.:śpiący pielgrzymi:.
.:Świątynia nocą:.


W Świątyni spędzamy jeszcze dwa dni, gdyż Ana się rozchorowała. Nazajutrz czujemy już inną wibrację tego miejsca. To co do tej pory było błogością, kojącym pieknem i spokojem, stało sie dla mnie pewnego rodzaju ciężarem... Oboje poczuliśmy się zmęczeni tym miejscem (może to ten ryż z dalem i ciapatmi, które niezmiennie spozywamy od czasu przekroczenia murów świątyni), trochę jakby w „złotej klatce”. Z niecierpliwością wyczekujemy dnia kiedy Ana nabierze sił i bedziemy mogli ruszyć na północ. Bakterie żołądkowe to coś, czego każdy może być pewnien w Indiach.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz