Rano wychodzimy na ulice i po 20 min jestesmy w drodze do Komotini. Niestety tylko w drodze- kierowca zostawia nas 20 km przed miastem. Slonce zaczyna rozgrzewac nasze ciala. Tutaj swiat jakos szybciej sie nagrzewa. Zatrzymuje sie samochod "kalimera" - wolam. "Komotini?" - wskazuje kierunek reka. "No we are police" - slysze odpowiedz. "no to wpadka" mysle zaras pewnie zwioza nas poza autostrade. Ale nie. Policjant grzecznie tlumaczy, ze czekaja tu na kogos i zebysmy sobie nie przeszkadzali. Jak widac w Grecji policja naprawde robi swoje.
Po kolejnych 20 min zatrzymuje sie ciezarowka. Rzut okiem na rejstracje - Iran. Pieknie, uwielbiamy ludzi ze wschodu. Mohammed czestuje nas jablkami i oferuje pomoc jak juz dotrzemy do Iranu. Kaze nam dzwonic do swojego brata i o nic sie nie martwic, ten o wszystko zadba. No coz, jak to wolaja Arabowie - Inshallah! - jak Bog da. Iran jeszcze daleko przed nami.
Wybila 12, kiedy to przekroczylismy granice miasta. Idac poboczem w palacym sloncu, slyszymy, pozdrowienia od czlowieka jezdzacego po polu traktorem. Na tym sie nie konczy, mezczyzna, caly czas do nas wolajac schodzi z traktora i niosac cos w rece przeskakuje miedze i podchodzi do plotu, usmiechajac sie szeroko. Obdarowuje nas butelka zimnej wody, pyta skad jestesmy, dokad jedziemy i oferujac rowniez podwozke do miasta, niestety dopiero za godzinke. Bardzo mu dziekujemy i ruszamy w kierunku odleglego o 5km centrum. To wspaniale widziec ludzi dla ktorych wazne jest spotkanie z drugim czlowiekiem.
Na swiatlach zatrzymujemy kierowce zabudowanego pickupa. Ma tylko 2 siedzenia, to nam jednak nie przeszkadza. Stef wskakuje do bagaznika, po 10 min jestesmy w centrum. Tuz przed wejsciem do konsulatu Stef zaklada snieznobiale spodnie, by w odpowiedni sposob sie zaprezentowac - w Turcji wyglad ma wielkie znaczenie. Na przeciw wychodzi nam pracownik konsulatu (miejsce otoczone jest plotem wysokim na ok. 4m, naszpikowanym kamerami), po chwili tlumaczenia wchodzimy do srodka. Atmosfera jest lekka, jeden z konsulow rozpoznaje nasze twarze przypominajac sobie cala historie sprzed roku. Pokazuja poczekalnie i kaza czekac. Wpatrujac sie w pojawiajacych sie ludzi, stwierdzamy, ze jedyne czego nam brakuje to drobny podarunek dla urzednikow. Najpopularniejsze sa czekoladki, to obowiazkowy element, dobry ton, ktory swiadomie kontestujemy.
Czekamy cierpliwie na werdykt. Po niespelna godzinie spedzonej na skorzanych sofkach decyzja zapada "dajemy wam wize na miesiac, ale..." no wlasnie! dlaczego zawsze musi byc jakies ALE? moze chodzi o rownowage we wszechswiecie - tyle samo dawac, co brac.
Tym warunkiem jest drobny, acz dla nas zupelnie nie do pojecia wymysl "szarych panow" z Ankary - dostaniemy wizy, ale musimy przekroczyc granice do Turcji z Bulgarii, a nie z Grecji, w ktorej wszak jestesmy... dla nas to dodatkowe 150km, niby nic, ale zegar tyka... rozprawa w piatek rano. Wypadaloby sie jeszcze umyc, odswiezyc, wypuscic napiecie z komorek. Przytakujemy z usmiechem i dziekuejemy za pomoc, jeszcze tylko formalnosci, musimy zdarzyc przed 14 do banku, by wpalacic tam darowizne za wize. Nie ma problemu, po 20 min stoimy ponownie przed obliczem konsulow. Sympatyczny Turek uprzejmie informuje nas, ze po wizy mamy stawic sie jureo o 0 rano, gdyz dzis juz nic nie zalatwi. Co? jak to?! nie tak to mialao byc!!! tlumaczymy grzecznie acz zdecydowanie, ze dla nas jest to duzy klopot; ze przebylismy 1500km i musimy jeszcze dotrzec do Istanbulu, najpozniej w czwartek wieczorem. Konsulat przyjal informacje i powiedziel, zebysmy przyszli za 2h - zobaczy co da sie zrobic.
Spacerujac po miescie mialem odczucie, jakbysmy stapali po sladach odbitych w pamieci czasu. Te same ulice, miejsca... jakby ktos zrobil kopie zapisanego w przeszlosci wydarzenia.
:bar zaginionego czasu: |
Docieramy do malego baru "zaginionego czasu"...miejsce wypelnione jest po brzegi zegarami najrozniejszych ksztaltow, pokazujacycj narozniejszy czas...to tutaj jedlismy rok temu z Marianem i Asuman oczekujac w tej samej sprawie. Tym razem jest w nas wiecej spokoju. Nie oczekujac wiec niczego raczymy sie wybolna fasola z ryzem, sosem pomidorowym i chlebem. Wlasciciel lokalu (turek milujacy Uzo) wraz z zona rozpoznaja nas, czestuja gratisowym deserem - pyszna chalava posypana cynamonem. Po krotkiej rozmowie zegnamy sie z nimi i wychodzimy obdarowani prowiantem na kolacje. Idziemy do parku pozwolic naszym cialom odpoczac. Po drodze nabywamy cudowne zimne frappe (w koncu to Grecja) i juz po chwili lezymy na trawie.
Po 16 jestesmy w konsulacie, gdzie wizy juz na nas czekaja. Udalo sie! w koncu mamy to za soba, aby sprawe zupelnie zamknac musimy tylko dotrzec na granice bulgarsko-turecka. W drodze na wylotowke idziemy jeszcze pozegnac sie z naszym "zegarmistrzem". Kawalek za centrum podwozi nas mieszkaniec Komotini, ktory slyszac o naszej podrozy autostopem smieje sie "U are crazy!" po czym dodaje "If U have time why not?". Mamy czas, tak wybralismy, na tym swiecie trudno miec zarowno wolnosc, jak i pieniadze. Kazdy wybiera za siebie. Wazne by wiedziec, ze to jest wybor.
Po chwili lapiemy stopa w kierunku Aleksandropolis, zatrzymuje sie mlody kierowca z Algierii mowiacy tylko po francusku. Samochod wypelniaja dzwieki romantycznej wloskiej muzyki. Cudownie, czuje, ze jestem w podrozy przepelniona radoscia i poczuciem jednosci ze swiatem. Wszyscy jestesmy pielgrzymami...szukajacymi milosci...
Tuz przed Aleksandropolis lapiemy kolejnego stopa w kierunku polnocy, zatrzymuje sie macedonska ciezarowka, kierowca jedzie do Turcji, tlumaczymy mu nasza sytuacje, ze nie mozemy od greckiej strony, tylko przez Bulgarie. On proponuje, ze przemyci nas na pace swojej ciezarowki, smiejemy sie wiedzac, ze mowi serio. Wszystko jednak musi jednak potoczyc sie swoja droga...
Tuz przed granica z Turcja rozstajemy sie obdarowani zimna, macedonska podrobka coli- najlepsza jaka pilismy! Chwila czekania i jedziemy samochodem na polnoc w kierunku Orestiady. Kierowca zawozi nas do malego parku, tam rozbijamy namiot i kladziemy sie do snu. To nasza ostatnia noc w Grecji, ktora pokochalam szczerze, tak jej krajobraz, jak i ludzi.
:la frappe:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz