wtorek, 1 listopada 2011

2.10.11. Maçka



.:chwila odpoczynku:.

Po kolejnej deszczowej nocy powital nas sloneczny niedzielny poranek. Na reszcie troche ciepla! Postanowilismy wiec spedzic przedpoludnie na leniuchowaniu. Kiedy to naszych uszu dobiegl znajomy dzwiek dzwoneczka. Po chwili z gaszczu drzewek laskowca wylonil sie nie kto inny, jak znajome stadko krow z owieczka ;) damy i tym razem nie odmowily skorki po melonie. Minela nas rowniez rodzina z dwojka dzieci, ktore z zaciekawieniem spogladaly w nasza strone. Patrzac na mine ojca nie bylismy do konca pewnie, co mysli o naszej obecnosci, jednak kiedy po chwili wrocili z 4 wafelkami, wszystkie watpliwosci zostaly rozwiane ;)
.:w sasiedztwie ormianskich ruin:.
.:ruiny ormiansiego kosciola:.

.:szara eminencja:.
Los postanowis splesc nasze sciezki ponowie po poludniu, kiedy to schodzilismy juz ku drodze w kierunku Trabzonu. Tym razem wywiazala sie dluzsza rozmowa, ktora zakonczyla sie zaproszeniem na obiad i nocleg. W ten oto sposob na jedna noc stalismy sie czlonkami rodziny i moglismy doswiadczyc pewnych niuansow kulturowych. Mianowicie, po wspanialym posilkukladajacego sie z: kaszy kukurydzianej z serem, smazonego baklazana z papryka oraz oliwek, serow i surowych pomidorow i ogorkow, pan domu (ktory zaraz po przyjscıu do domu przebral sie elegancko) zaproponowal Stefowi wyjscie na mecz do pobliskiej Maçki. Ja natomiast mialam zostac w domu i  skorzystac z prysznica. W momencie, kiedy mezczyzni wychodzili, do domu wparowaly 2 kobiety z 4 dzieci. Pomimo niewczesnej pory i faktu, ze dzieci rano ida do szkoly mieszkanie stale sie gwarniejsze od placu zabaw i kawiarni razem wzietych. Dzieciaki szalaly na calego, kobiety, wyraznie sie oswobodzily, jedna nawet zdjela chustke z glowy, by pospıesznie ja zalozyc, gdy nagle na chwile wrocil Stef. Kiedy ponownie wyszedl, rozmowy ponownie ozyly, chustki opadly i dom tetnil radosnym trajkotaniem. Przez caly wieczor towarzyszylo mi nieodparte wrazenie, ze kobiety nie sa szczesliwe ze swojej pozycji spolecznej. Cale ich zycie to dom i dzieci, a oknem na swiat jest telewizja, ktora zdaja sie pochlaniac kazda komorka soich cial, sycac sie marzeniami o losie kopciuszka...
Tuz przed 21.00 za oknem rozbrzmial klakson. W mgnieniu oka okbiety i dzieci wstaly, pozegnaly sie i jak nagle sie pojawily, tak nagle zniknely. Po 15 min. Stef i Bayram wrocili do domu.
.:u Fatmy i Bayrama:.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz