![]() |
.:swiatla Teheranu:. |
Dotarlismy do Iranu. Dotarlismy do Teheranu… stolica panstawa, ktorym rzadzi religia. Wielkie monstrum pozerajace energie jego mieszkancow. Docierajac do granic miasta, nie wiedzielimy czego sie spodziewac. Wiedzielismy jedynie, ze na pewno sobie poradzimy – tak jak w Ankarze, tak jak w Istambule, jak w Londynie, Barcelonie czy Marakeszu… okazalo sie to jednak trudniejsze niz myslelismy. Wysiadajac z samochodu, ktory dowiozl nas na obrzerza miasta, poczulismy bezradnosc. Bez pieniedzy lokalnych, bez znajomosci jezyka, wyobcowani poprzez przynaleznosc do calkowicie odmiennej kultury, zaczelismy powoli uruchamiac tryby odpowiadajace za myslenie ;) pierwsze – pieniadze. Bez tego, jak w kazdym miescie nic nie zrobimy. Udajemy sie wiec do najblizszego banku. Tam odsylaja nas do innego, po drugiej stronie ulicy. Z nadzieja na ulge przekraczamy ulice i… dowiadujemy sie, ze tu tez pieniedzy nie wymienimy. Trzeba dodac, ze w Itranie nie sa chonorowane zadne zagraniczne karty kredytowe (Visa, MasterCard etc.). jak sie dowiedzielismy jest to plityka krajow bloku zachodniego (Europa, USA), ktore nalozyly na Iran sankcje w rodzaju embargo. Mily czlowiek w garniturze pisze nam cos na kartce po persku I tlumaczac niezrozumialym dla nas jezyku pokazuje drzwi. Pytamy przechodniow na ulicy o zaszyfrowany na kartce adres – niestety nikt nie mowi po angielsku, nikt tez nie wie gdzie owo miejsce moze sie znajdowac. Po chwili zatrzymuje sie taksowkarz. Pokazujemy mu adres, a ten wskazuje gestem bysmy wsiadali. Probujemy mu wytlumaczyc, ze nie mamy pieniedzy, ze dopiero przyjechalismy. “To nie daleko” – wychyla sie glowa pasazera taksowki – “wsiadajcie”. Jak sie okazalo “niedaleko”, to dobre 5km! Taksowkarz podwozi nas pod same drzwi wskazanego wskazanego przez karteczke banku, po czym zegnajac sie z usmiechem odjezdza w swoja strone, trabiac zachecajaco na przechodniow by skorzystali z jego uslugi… W banku dowiedzielismy sie, ze tutaj tez nie wymienimy pieniedzy, ale jest takie miejsce, gdzie mozna to zrobic. Jest ono “niedaleko” I mozna tam dojechac autobusem. Kobieta tlumaczy nam droge I przed pozegnaniem pyta, czy nie chcemy czegos zjesc “ Na gorze miejsce dla kobiet, na dole dla mezczyzn”. Patrzymy na siebie wymownie _ Iran! Dziekujemy za propozycje, nie wyobrazajac sobie posilku w osobnych salach. Poza tym mamy wazniejsz sprawy – wymienic pieniadze i dostac sie do polskiej ambasady przed jej zamknieciem. Z autobusem tez nie jest latwo. Pomaga nam jadacy ta sama linia architect. “Osobne wejscie dla kobiet, osobne dla mezczyzn” – tlumaczy, usmiechajac sie pryz tym sarkastycznie. Faktycznie, dalsza czesc podrozy spedzamy w rozlace, autobus jednoznacznie przedzielony jest metalowa porecza. Jak sie pozniej okazalo, zasada ta obowiazuje rowniez w metrze.
![]() |
.:tylko dla kobiet.: |
Dojezdzamy do Ferdousi Square, ktory wedlug wskazowek oblegany jest przez kantory wymiany walut. Zagadujemy przechodzacego mlodzienca, by pomogl nam w tej trudnej dla nas kwestii. Mlody student fizyki prowadzi nas do miejsca, w ktorym jeszcze przed 5 min. sam wymienial pieniadze. Okazuje sie, ze jutro leci na rocznme stipendium do Szwecji. W “kantorze” dostajemy plik banknotow, ktorych nie mozemy pomiescic w portwelu. Probuje je polizyc, ale po 3 min rezygnuje, stwierdzajac, ze jest to wrecz niewykonalne. Kiwam glowa na znak, ze wszystko sie zgadza. Mlody student uspokaja mnie, mowiac, ze wszystko jest OK – policzyl przede mna. Waluta iranska jest w okresie przed denominacja, co oznacza za duzo zer. Jeden dolar wart jest ok.12500 rias, co przy 100 dolarach daje…portfel wypchany po brzegi papierami ;)
Majac pieniadze czujemy sie nieco pewniej. Jakbysmy mieli przepustke do tego swiata. Z Ferdousi Sq. wsiadamy w autobus do Arjentina Sq., gdzie przesiadamy sie na inny jadacy do Africa Hayway – tam znajduje sie Ambasada Rzeczypospolitej. Dzwonimy – wita nas glos w domofonie. “Dzien dobry , chcielibysmy prosic o wystawienie pism potwierdzajacych nasze obywatelstwo…” “Przykro mi, ale pan konsul jest zajety. Prosze przyjsc jutro 11.” Jak to jutro?! Nie mamy czasu. Jeszcze tylko 18 dni w Iranie, a czeka nas procedura wizowa w ambasadzie Indii i Pakistanu. Pytamu uprzejmie, czy pan konsul moglby nas przyjac dzisiaj. “Niestety obawiam sie, ze to niemozliwe” – pada odpwiedz pana w domofonie. “To moze chociaz mozemy skorzystac z telefonu?” Po chwili w furcie witan as mloda dziewczyna. Pytamy o mozliwosc skorzystac z telefonu lub internetu, gdyz tam mamy dane znajomego, u ktorego mamy sie dzisiaj zatrzymac. “Jezeli chcecie to moge wam wytlumaczyc, gdzie jest kafejka internetowa” … patrzymy na siebie ze zdziwieniem, amajac w glowach wspomnienie ambasady w Ankarze. Coz…
Po skontaktowaniu sie z naszymi gospodarzami z Couch Surfing idziemy odpoczac chwile do parku. Duze miasta nas mecza, szybciej wpadamy w konflikt, zlosc latwiej przychodzi. Do tego obcy kraj, swiat kulturowy, jezy, ludzie, ulice, obyczaje… a czy tak mozemy, czy tak wypada, czy za to policja nie zwroci nam uwagi… Iran to specyficzny kraj. Nie zdziwilibysmy sie gdyby prawda okazalo sie, ze na kazdego mieszkanca przypada jeden zolnierz, lub policjant. Swiat kobiet jest prawie calkowicie odseparowany od swiata mezczyzn, a kobiety nawet przy dzisiejszym 30 stopniowym upale obleczone sa w czarne czadory odslaniajace tylko ich twarze.
Idac wzdluz ruchliwej ulicy, probujemy znalezc przystanek autobusowy. Po niepowodzeniu prosimy o pomoc siedzacego na lawce mlodego mezczyzne, nasz Aniol prowadzi nas przez platanine ruchliwych ulic, lapie dla nas taksowke i (mimo protestow) pokrywa koszty przejazdu. Jako, ze bagaz traktowany jest jako pasazer – gdyz “siedzi” na siedzeniu (kierowca nie chce otworzyc bagaznika) szofer rzada dodatkowej oplaty. Aniol mimo stanowczych sprzeciwow wyciaga banknot z portfela i serdecznie sie usmiechajac, macha na pozegnanie. Pokazujemy taksowkarzowi adres. Ten sie oburza i krzyczy: “ nie, nie tylko do Valfajr. Dalej musicie dodatkowo zaplacic. Tylko Valfajr!” tlumaczymy mu, bo jest Azari i mowi troche po turecku, ze dostal pieniadze i ze wiecej mu nie zaplacimy. “Tylko Valfajr!” wykrzykuje i zatrzymuje samochod. Po chwili jestesmy na przystanku autobusowym. Pustki. Nie wiemy kiedy i czy jakis autobus przyjedzie. Jednak po chwili zatrzymuje sie jakis samochod. Pytamy chlopaka, czy wie gdzie jest ulica Karega. Mlody kierowca, nie mowiacy po angielsku pokazuje palcem w gore. Rozumiemy, ze nie jest to daleko, choc po nadzych dzisiejszych doswiadczeniach z odleglosciami w Teheranie, nie jestesmy tego do konca pewni. Oddychamy z ulga, gdy chlopak proponuje, ze nas zawiezie. Dajemy mu numer telefonu naszych gopodarzy i po 10 min jestesmy przed ich domem. Hamid, Salimeh i Saba, to wspaniala rodzinka fizykow, podrozujacych po swiecie dzieki miedzynarodowym konferencjom, ktore otwieraja im drzwi do zachodniego swiata. Dala zwyklych smiertelnikow z Iranu zdobycie wizy np. Do Europy graniczy niemalze z cudem.
Dom naszej rodzinki udekorowany jest pamiatkami z calego niemalze swiata. Dostrzegamy rowniez ciupage z Zakopanego i drewniany talerz z krakowskim krajobrazem. Spedzamy wspolnie mily wieczor, po czy kladziemy sie i zasypiamy snem sprawiedliwych…
![]() |
.:pierwsi gospodarze:. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz