Poranek. Wstajemy o 9.00 rano, sniadanko juz na nas czeka. Ogarniamy wiec poranne pobudkowanie, w objecia poranka wchodzenie i po posilku zbieramy sie do dopelnie nia formalnosci. Do zlozenia wizy indyjskiej niezbedne jest bowiem potwierdzenie rezerwacji lotu powrotnego. Tylko jak to uczynic, skoro podrozujemy droga ladowa. Polak jednak potrafi, czego dowodzi minione polwiecze historii narodu. Bierzemy jedna ze starych rezerwacji Hamida i preparujemy, by wygladala na pozadany e-ticket. Zajmuje nam to jednak troche czasu, wiec spozniamy sie na rozmowe z konsulem. “byliscie panstwo umowieni na 11.00” – slyszymy glos przez domofon. “Zle zrozumielismy” naginamy nieco rzeczywistosc ;) “Prosze poczekac przed glownym wejsciem. Konsul do panstwa wyjdzie” Zaczynamy sie zastanawiac, czy tutaj nie maja zwyczaju zapraszania swoich gosci do srodka?!
Po 5 min. furte otwiera zolnierz, by wposcic jakas osobistosc. “Co tam?” – pyta, zaznaczajac swoja naturalnosc i swobode. “Nie, czekamy na konsula”. “To moze chcecie wejsc do srodka?” – pyta zapraszajacym gestem.
W koncu jakis ludzki odruch, myslimy I wchodzimy na teren ambasady.. trafiamy chyba na przerwe obiadowa, na co moze wskazywac brzdek sztuccow I talerzy oraz zaskakujacy nas zapach polskiego schabowego. Konsul zjawia sie po ok.20 min. – jak to milo, ze moglismy poczekac w srodku. Wyjasniamy powod naszego przybycia. Pan Piotr informuje nas, ze placowka odradza wizyte w Pakistanie, ale jezeli nalegamy to oczywiscie nie moga nam tego zabronic. Prosi jednak o pismo, w ktorym zaswiadczamy, iz bierzemy pelna odpowiedzialnosc za nasza podroz i ze zostalismy poinformowani o ewentualnych niebezpieczenstwach. Mowi zebysmy przyszli po poludniu, a on przygotyje dla nas dokumenty. Jak to po poludniu?! – myslimy, przeciez jeszcze dzisiaj chcemy odwiedzic ambasade Indii. Wiedzac, ze sporzadzenie takiego pisma zajmuje gora 10 min, nalegamy, by uczynil to od reki. Udaje sie! Wychodzimy z sygnowanymi przez konsula RP papierami, teraz mamy czarno na bialym, ze my to my… Ambasada Indii wydaje sie byc niedaleko – ale tylko na mapie. W rzeczywistosci to jakies 4 przystanki metrem. W tym kraju slowo “niedaleko” oznacza min. 5km! Teheran jest wielki, Iran ogromny… po raz pierwszy w zyciu przyszlo mi spogladac na mape tak czesto.
Odwiedzamy ambasade Indii, okazuje sie byc zamknieta. Na szczescie to tylko przerwa. Postanawiamy wiec odpoczac w parku, posilajac sie naszym ulubionym zestawem obiadowym. Dzisiaj odkrywamy, ze zapomnielismy zdjec wizowych z domu naszych gospodarzy, a powrot do nich zajmuje ponad godzine. Nici wiec ze skladania aplikacji. O 16 odbieramy tylko formularze by przygotowac wszystko na nastepny dzien. Mozna by pomyslec, ze to pech, mozna by stwierdzic, ze przeznaczenie. Nic jednak nie dzieje sie bez przyczyny – chwile pozniej odkrylismy, ze na naszych e- biletach zrobilismy blad w dacie – zamiast luty 2012 bylo 2011… Anioly czuwaja!:-)
Wieczorem wracamy do “domu”. Po drodze, w oczekiwaniau na autobus do moich nozdrzy wdziera sie dobrze znany i przeze mnie rozkochany zapach swierzego pieczywa. Rozgladam sie dookola, by namierzyc zrodlo rozkoszy. Bingo. Kupuje swierzutki chlebek i wsiadam do autobusy. Ten rodzaj pieczywa tzw. sangak, wzial swoje nazwe od sposobu wypiekania. Sang, to kamien. Piekarze rzucaja rozwalkowane ciasto na stos rozgrzanych, malych kamieni, wylorzonych w wielkiej kamiennej jamie. Odbierajac chlebek, nalezy wiec oskubac go z kawalkow malych kamyczkow, majac na uwadze swoje kruche zeby... Nalezy rowniez wspomniec, ze w Iranie mozna kupic niezliczona ilosc roznego rodzaju chlebow. Wszystkie cienkie, pszenne, ale w rozny sposob wypiekane. Sa takie, ktore przykleja sie do rozgrzanych scian kopulastego pieca przy pomocy wielkiej poduchy; sa tez takie ktore po prostu wyklada sie na jego rozgrzanym spodzie...z sezamem, okragle, podluzne, cienkie jak papier i bardziej napeczniale...
Jedziemy autobusem zajadajac swierzutkie pieczywko, kiedy to slyszymy pytanie siedzacego obok mlodego czlowieka: "Jestescie z Polski?" - wow.Z kad on wiedzial? Po krotkiej rozmowie okazuje sie ze ostatnio podrozowal z para Polakow po Iranie i tak mu jakos wlasnie wygladalismy. Wspanialy kontakt sprawia, ze umawiamy sie z Husejnem na spotkanie nastepnego dnia.
U naszych gospodarzy czeka na nas Kuku Sabzy – zielone kuku – puszysty omlet z drobno posiekanych lokalnych ziol. Niebo w gebie! jeszcze tylko opowiesci minionego dnia i kladziemy sie spac, by nazajutrz ruszyc na podboj ambasady pakistanu.
![]() |
.:piec do wypiekania chleba przyklejanego do jego scian:. |
![]() |
.:dzielo powyzszego pieca:. |
![]() |
.:chlebowe slonko:. |
![]() |
.:ambasada piknik:. |
![]() |
.:sangakowa jama:. |
.:kamieniak:. |
![]() |
.:swieRzutki sangak:. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz