Opuszczajac mury Persepolis, wyjezdzamy z Mehdim na droge aby ruszyc stopem na polnoc. Cel - miasto Esfahan. Byla to jedna z pierwszych nazw, jakie uslyszelismy jeszcze przed przyjazdem do Iranu. Ciekawosc nasza siega wiec zenitu. niestety cala droga zajmuje nam jeden dlugi dzien z wieloma przygodami po drodze! pomijajac fakt kilku przesiadek spowodowanych tym, ze Iranczycy nie do konca wiedza o co z tym calym autostopem chodzi, to po raz drugi doswiadczylismy policyjnej kontroli na wlasnej skorze. Ciezarowka, ktora jedziemy nagle zatrzymuje sie na znak policji. Wychylam zbyt smialo glowe by zobaczyc co sie dzieje, no i wpadka... to kontrwersyjne zdarzenie spowodowalo, ze musialem wylegitymowac sie paszportem, tylko jak to teraz zrobic? Pan wladza widzial tylko mnie, Ana bowiem ukrywa sie w kabinie samochodu...w torebce natomiast mam nasze oba paszporty. Wyciagam wiec pierwszy lepszy na chybil trafil i ...niestety. Spogladam na paszportowe zdjecie Aniczki;-) Szybko wiec odwracam sie od policjanta mruczac cos pod nosem i podmieniam dokumenty. Pokazuje mu juz wlasciwy paszport i pytam czy jest jakis problem...On spoglada na mnie nie pewnie. Chyba nie bardzo wie co ze mna zrobic;nie bardzo tez chyba rozumie co do niego mowie...a tu inne samochody czekaja na kontrole. Patrzy wiec na mnie niepewnym wzrokiem, oddaje czerwona ksiazeczke i puszcza wolno. Ufff. Od tej pory mam wieksze baczenie na to co, jak i przy kim robimy.
Ostatecznie przekraczamy granice miasta po godzinie 22., gdzie w umowionym miejscu odbiera nas nasz nowy gospodarz. Marzymy tylko o goracym prysznicu i miekkiej podusi. Niestety Mansur ma nieco inne plany w stosunku do nas. Najpierw jedziemy cos zjesc, pytajac"restaurant, czy fast food". Nie zastanawiajac sie za dlugo odpowiadamy restaurant z nadzieja na prawdziwa iranska uczte...Tymczasem ladujemy w jednej z Esfahanskich pizzerii... spedzajac wieczor na rozmowie z Mansurem, ktory dopiero co zaczyna sie uczyc angielskiego ;)
Nastepnego dnia ruszamy zobaczyc miasto. Pokazujemy Mansurowi liste z kilkoma nazwami, ktore chcielibysmy odwiedzic i juz po chwili wraz z jego zona i dziecmi, jedziemy na Imam Squre , znanym rowniez jako "Image of the World Squere" - jeden z najwiekszych placow na swiecie. W tym rodzinnym gronie zanuzamy sie w okalajacy plac bazar, na ktorym poznajemy tradycyjna sztuke zdobienia talerzy z metalu polegajaca na malowaniu mandali cieniusienkim pedzelkiem, glownie we wszystkich odcieniach blekitu.Ta kolorystyka towarzyszy rowniez isfahanskim meczetom - to niewatpliwie barwa tego miasta!
.:plac Immama:. |
Po kilku godzinach Mansur z rodzinka opuszczaja nas, a my zanuzamy sie we wnetrzu pobliskiego palacu Ali Qapu, w ktorym po raz kolejny tracimy glowy dla iranskiej sztuki zdobienniczej...
.:sciany Ali Qapu:. |
Zapadl wieczor, a my wciaz nienasyceni pieknem tego zakatka Ziemi wracamy na bazar, gdzie zycie dopiero o tej porze zaczyna rozkwitac. Ponownie gubimy sie w jego korytarzach, kiedy spotykamy bratnia dusze - mlodego mezczyzne z ktorym odbywamy mila pogawedke. Po chwili jednak nasz towarzysz musi wracac do pracy w sklepie z dywanami. Zlaknieni zglebienia historii perskich dywanow podazamy za nim, by odkryc piekno i niesamowitosc tego skrawka iranskiej kultury. Przekraczamy prog sklepu, kiedy to wrota zatrzaskuja sie za nami. Czujemy sie troche jak Alicja w krainie czarow; troche jak bohaterowie "Zaczarowanego ogrodu". Podchodzi do nas dystyngowany pan oferujac szklaneczke czaju - nie smiemy odmowic, z przyjemnoscia przyjmujac jego oferte. Trwa wlasnie prezentacja towaru przed angielskimi klientami w wiecej niz srednim wieku ;) Sprzedawcy sa naprawde profesjonalni, elaganccy i cierpliwi! Podziwiamy wiec perskie dywany przeplatane jedwabiem oraz tradycyjne kilimy licznych iranskich plemion.
Wracamy do "normalnego" swiata, gdzie zycie toczy sie swym torem. Tu, w Esfahanie, ten tor jest zrelaksowany, na wydechu, bardziej rozluzniony...Powoli wiec kroczymy korytarzami bazaru. Wychodzac na otwarta przestrzen naszym oczom ukazuje sie niesamowity Imam Mosque - barwnym blekitem zdobiony meczet o kolosalnych rozmiarach, swa doskonaloscia zachecajacy do jego odwiedzenia. Bez zastanowienia udajemy sie wiec w strone jego wrot. Niestety sa zamkniete. Udaje nam sie jednak przekonac klucznika, ktory zaprasza nas do srodka, ale 10 min. pozniej. Idziemy na mala przechadzke, a gdy wracamy po 10 min. okazuje sie, ze jest zbyt ciemno, by moc w pelni podziwiac koloryt i piekno tego miejsca. Klucznik proponuje wiec bysmy przyszli nastepnego dnia, po porze modlitwy. Uradowani wpuszczamy sie w niespenetrowane jeszcze korytarze Bazaru, gdzie odkrywamy miejscowy przysmak - Gaz. Gaz w swej konsystencji przypomina nieco slodka pianke, w smaku natomiast nie da sie go do niczego przyrownac. Jest slodki, puszysty, a jednoczesnie twardawy i caly nafaszerowany pistacjami.
.:Meczet Immama:. |
.:GAZ grzechu warty:. |
W zasadzie caly kraj podzielony jest na pewne rejony, dystrykty, z ktorych kazdy ma cos innego, wyjatkowego do zaoferowania, a czego niemal nie sposob dostac w innych czesciach Iranu. I tak np. Esfahan to Gaz i niebieskie talerzyki; Shiraz to lody Falude oraz lody z sokiem marchwiowym; Kashan slynie z wody rozanej i najlepszej jakosci granatow; Erdakan, to sezam i tahina; Mashad oferuje najdrozsza przyprawe swiata...itd.,itd.
To wszystko nadaje Iranowi niesamowitej roznorodnosci i przez to jeszcze wiekszej niesamowitosci...
Po jakze obfitym we wrazenia dniu spotykamy sie z naszym gospodarzem, ktory zagospodarowal nam wieczor nic nam o tym nie mowiac. Wraz z cala rodzina (wszyscy koniecznie musza nas poznac) i jego znajomymi (wszyscy koniecznie musza nas poznac;-) jedziemy na pobliskie wzgorze - miejsce uciech i rozrywki lokalnych mieszkancow. Po wyczerpujacym dniu ostatecznie ladujemy w lozkach z pytaniem: Co przyniesie nam kolejny dzien?:-)
.:Mansur i rodzinka:. |
A kolejnego dnia... Mamy oczywiscie kilka miejsc do odwiedzenia, a Mansur? oczywiscie kilka osob do spotkania...a moze nawet kilkanascie... ustalamy wiec kompromis: przed obiadem z rodzina odwiedzimy gruzinski kosciol i trzesace sie minarety. Zaczynamy wiec od kosciola, polozonego w starej dzielnicy, usianej pozostalosciami z czasow kiedy chrzescijanie szukali tu schronienia. Jest tu nawet szkola, niegdys prowadzona przez Polakow. Kosciol ormianski naprawde zachwyca nas freskami zdobiacymi jego sciany, szczegolnie przedstawienie piekla, nieba i czyscca... prawie Boscha godne... prawie...
Prosto z kosciola mkniemy do trzesacych sie minaterow, plonac z ciekawosci zobaczenia fenoenu architektonicznego potwierdzajacego zdolnosci perskich budowniczych. Dziala to tak, ze potrzasajac jedna wierza w drganie wprowadzana zostaje rowniez sasiadujaca z nia druga wieza. Podobno drgania mozna bylo wyczuc nawet stojac u podnoza budynku. Niestety pomimo niezaprzeczalnego geniuszu konstruktorow trzesacych sie mianaretow, sposob w jaki je nam zaprezentowano niestety nie przystawal do nasezgo gustu... mianowicie o okreslonej godzinie przed budynek (ktory nota bene jest mauzoleum) zjezdzaja sie tlumy turystow (na szczescie glownie lokalnych) i z aparatami w dloniach czekaja na szol. Wiec nici z dosawiadczenia tego zjawiska i samodzielnego wprawienia wiezy w ruch, na wszystko patrzy sie z dolu i jedyne czym mozna sie zajac to robienie zdjec...
Po atrakcjach turystycznych przyszla pora na atrakcje spoleczne ;) wiec pomknelismy na umawiany obiad do tesciow Mansura. W Iranie jak niegdys w Polsce panuje zasada "gosc w dom - Bog w dom" wiec czekala na nas prawdziwa uczta. Dwa rodzaje sosow, ryz z szafranem i surowka, a do tego wszystkiego gora swiezotkich ziolek :D i oczywiscie posilek spozywany jest tradycyjnie na podlodze.
Po obiadku koniecznie deser - w Iranie owoce i obowiazkowy ogorek :0 ponoc polepszaja one trawienie...
A po deserze sesja fotograficzna... i tu zaczyna sie ok. pol godzinna zabawa w "malpki" (jak w Iranie zaczelismy okreslac czesc swojej roli podczas spotkan z ludzmi). Zdjecia wykonywane byly w kazdej konfiguracji, kazdym aparatem, z kazdym potomkiem rodziny. Cala sesja uwienczona zostala tajnym posiedzeniem w zamknietym pokoju, niedostepnym dla mezczyzn - zdjecia rozbierane po iransku, czyli bez okrycia glowy. Podejmowanie decyzji i przygotowania do tego czynu trwaly dosc dlugo, gdyz dla kobiet z tej kultury byl to nielada wyczyn. Mozecie sobie wyobrazic jaki krzyk i poploch zapanowal gdy naieopatrznie wszedl tam Stef ... ;) Upsss...
Prosto z kosciola mkniemy do trzesacych sie minaterow, plonac z ciekawosci zobaczenia fenoenu architektonicznego potwierdzajacego zdolnosci perskich budowniczych. Dziala to tak, ze potrzasajac jedna wierza w drganie wprowadzana zostaje rowniez sasiadujaca z nia druga wieza. Podobno drgania mozna bylo wyczuc nawet stojac u podnoza budynku. Niestety pomimo niezaprzeczalnego geniuszu konstruktorow trzesacych sie mianaretow, sposob w jaki je nam zaprezentowano niestety nie przystawal do nasezgo gustu... mianowicie o okreslonej godzinie przed budynek (ktory nota bene jest mauzoleum) zjezdzaja sie tlumy turystow (na szczescie glownie lokalnych) i z aparatami w dloniach czekaja na szol. Wiec nici z dosawiadczenia tego zjawiska i samodzielnego wprawienia wiezy w ruch, na wszystko patrzy sie z dolu i jedyne czym mozna sie zajac to robienie zdjec...
.:trzesace sie minatery:. |
Po atrakcjach turystycznych przyszla pora na atrakcje spoleczne ;) wiec pomknelismy na umawiany obiad do tesciow Mansura. W Iranie jak niegdys w Polsce panuje zasada "gosc w dom - Bog w dom" wiec czekala na nas prawdziwa uczta. Dwa rodzaje sosow, ryz z szafranem i surowka, a do tego wszystkiego gora swiezotkich ziolek :D i oczywiscie posilek spozywany jest tradycyjnie na podlodze.
Po obiadku koniecznie deser - w Iranie owoce i obowiazkowy ogorek :0 ponoc polepszaja one trawienie...
A po deserze sesja fotograficzna... i tu zaczyna sie ok. pol godzinna zabawa w "malpki" (jak w Iranie zaczelismy okreslac czesc swojej roli podczas spotkan z ludzmi). Zdjecia wykonywane byly w kazdej konfiguracji, kazdym aparatem, z kazdym potomkiem rodziny. Cala sesja uwienczona zostala tajnym posiedzeniem w zamknietym pokoju, niedostepnym dla mezczyzn - zdjecia rozbierane po iransku, czyli bez okrycia glowy. Podejmowanie decyzji i przygotowania do tego czynu trwaly dosc dlugo, gdyz dla kobiet z tej kultury byl to nielada wyczyn. Mozecie sobie wyobrazic jaki krzyk i poploch zapanowal gdy naieopatrznie wszedl tam Stef ... ;) Upsss...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz