wtorek, 13 marca 2012

13.11.2011 - Zamki na piasku


Wysiadamy na dworcu – wspaniałym, nowoczesnym i co ważne spokojnym. Przechodzimy przez jego wnętrze, by nasze zmęczone po podróży ciała mogły odpocząć w samym jego sercu, gdzie znajduje się patio z fontanną. W oczekiwaniu na naszego nowego gospodarza – Nime, podejmuje rozmowę z młodym irańczykiem. Nie mija chwila, kiedy jeden irańczyk rozrasta się do kilku... Czuję się jakbym był słodkim przysmakiem dla oblepiających mnie wciąż to nowych much! Niesamowite uczucieJ Z „opresji” ratuje mnie Nima, który zawozi nas do swojego mieszkania. Tam czeka na nas parka Słoveńców, a jeszcze do wczoraj gościła u niego parka z Hongkongu. Czyżby? Pytamy o imiona – bingo: Hiro i Natali z którymi dzieliliśmy wspólne przeżycia w Teheranie. Nima oznajmia nam, że jutro przyjeżdża kolejna dwójka – Hinduska i Polak. Patrzymy na siebie wymownie wiedząc, że nie może być pomyłki, śmiejąc się z przewrotności losu. „No tak.” - przypominam sobie –„Przez to całe teherańskie zamieszanie nie zdążyliśmy sie pożegnac”. Następnego dnia spotykamy naszych przyjaciół: Pawła i Levanie.
Pierwszego dnia nasz gospodarz zabiera nas na wspaniałą wycieczkę po obrzeżach miasta, które to tereny kryją w sobie różne cuda, cudeńka architektury pustynnej. Pałace i zamki w kolorze złota; kruche i jednocześnie potrafiące przetrwać tysiące lat budowle, oszałamiajace konstrukcyjnym kunsztem i prostotą dziecięcej wyobraźni. Wszystko co widzimy przypomina zamki na piasku stawiane przez dzieci z niebywałą pieczołowitością i zapałem.
Ci ludzie potrafili zgromadzić lód na pustyni! Powstawał on podczas mroźnych, pustynnych nocy, kiedy to temperatura zamieniała ciecz w ciało stałe, gromadzone o świcie, w świetle poranka w ogromnym, kilkudziesięciometrowym, glinianym zbiorniku. Prostota połączona z geniuszem!



.:zamki na piasku:.


.:królowa pustyni:.

.:zbiornik wodny:.




.:lodówka:.
 

.:gołębnik:.
 Tego samego dnia odwiedzamy jeszcze ważną dla Zaoratustrian świątynie w Czak Czak, która obdarowuje nas niebywałym spokojem i siłą swojego mistycyzmu. Położona na wzniesieniu, przyklejona do górskiej ściany, przyjmuje do swego łona nielicznych odwiedzających. Powodem jest zapewne jej położenie. Oddalona od miasta kilkadziesiąt kilometrów, ukryta miedzy skałami i pustkowiem, nie zachęca za bardzo do odwiedzin.
















.:świątynia Zaratustrian - Czak Czak:.

Wycieczkę zwieńczamy wizytą w Kharanaq.
Na miejscu pozwalamy ponieść się krętym, zamkowym uliczkom, po ciemku penetrując ukryte w mroku zakamarki. Ubolewam nad faktem otaczających nas ciemności. Marzę, by spędzić tam choć jeden dzień w towarzystwie słonecznego światła.
Nima proponuje, byśmy doświadczyli z nim prawdziwego trzęsacego się minaretu. Wszyscy w piątkę wdrapujemy się na jedyną dekorującą to miejsce wierzę. Zasiadamy na jej szczycie i własnymi siłami wprawiamy minaret w ruch, który odpowiada silnymi drganiami.


.:trzęsąca się wieża:.

Wracamy do domu podekscytowani minionym dniem, gdzie czeka na nas niespodzianka. Znając zamiłowanie Any do santura – tradycyjnego perskiego instrumentu, Nima zaprasza do siebie swojego przyjaciela, grającego na rzeczonym instrumencie. Spędzamy więc wieczór w objęciach jego wspaniałej, kojącej muzyki, malującej pejzaże pędzlem neszej własnej wyobraźni. 










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz