piątek, 16 marca 2012

14.11.2011 ale YAZD -a :-)



Rano wybieramy się do miasta, by zobaczyć wspaniałe stare domy Yazd. Miejsce to słynie głównie z wiatrowych wież, które były oddechem dla każdego domu wybudowanego na piaskach pustyni. Działały one na zasadzie dużych kominów, przez których otwory wlatywał do środka wiatr, uderzając o znajdujące się na dnie komina lustro wody. Dawało to przyjemną bryze i niewątpliwie trochę oddechu mieszkańcom domu. Ponadto cały teren usiany jest kanałami wodnymi, które doprowadzały wodę do każdego domu. Kanały powstały setki lat temu dzięki sile irańskich rąk, które kopały wodne szyby nie zważając na wycieńczenie, nieżadko  towarzyszące jego posiadaczom. Po raz kolejny jesteśmy pod wrażeniem cywilizacji perskiej.
Yazd to także siedziba Zaratustrian. To tu znajduje się zbudowana w 1934r. jedna z najważniejszych świątyń tej religii - świątynia Atashkadah. W jej murach płonie święty ogień, który dzieli się swym płomieniem nieprzerwanie od 470 r.n.e.

.:wieczny ogień:.
.:Ahura Mazda:.
.:Zaroastrians Fire Temple - Zaratustriańska Świątynia Ognia:.

Błąkamy się wąskimi i urokliwymi uliczkami starego miasta, zastanawiając się, jakby tu wyjść na dach, by móc podziwiać jego piękno z innej, bardziej spektakularnej perspektywy. W końcu po jednym z gzymsów wdrapujemy się na górę, gdzie odkrywamy zupełnie nowy świat – jakby drugie miasto spoczywające na ramionach tego znanego, pospolitego, powszechnego, codziennego. Wędrujemy po dachach domów, niczym po miejskich uliczkach, pozwalając czasem sercu na szybsze bicie, zaglądając ludziem do wnętrza ich intymnej codzienności. Niespodziewanie dajemy się zauważyć jednym z lokalnych oczu i już po chwili cała rodzina krzyczy na nas z dołu. Uśmiechamy się do nich szeroko, pogodzeni z końcem naszej przygody. Schodząc o waskich schodach do ich mieszkania, doświadczamy po raz kolejny irańskiej gościnności. Mówiąca po angielsku młoda dziewczyna częstuje nas granatami i zaprasza obiad, jak i na wieczorną impreze urodzinową jej rocznej córeczki. Niestety, z przyjęcia musimy zrezygnować wiedząc, że w domu czeka na nas równie niezwykła niespodzianka. Spędzamy jeszcze chwilę z naszymi gospodarzami racząc się przy tym zupą z ziołami i kozią serwantką o specyficznym, bardzo woniącym aromacie. Przed opuszczeniem rodziny zwiedzamy jeszcze dom. Jest on ogromny, wielokomnatowy, z patio w samym sercu i dobrze nam znanymi schodami na dach. Nie możemy nadziwić się faktowi, że większość tych domów stoi opustoszała, bądź zaniedbana przez zazwyczaj nielicznych już mieszkańców.
W drodze do domu próbujemy jeszcze specyficznych dla tej częśći Iranu lodów, przypominających konsystencją zamrożony kisiel. Kupuję również wielkie opakowanie tahiny, korzystając, że jesteśmy w sezamowym królestwie. To ostatni zakup przed wyjazdem do Shiraz.






.:dziadzia:.
.:pusty dom:.
.:wiatrowe...
...wieże:.



.:dreszczyk emocji:.
.:twardo na ziemi:.



.:na dachach Yazd:.


.:@:.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz