Ulice zbudowane z resztek i odpadów, jakby były niechciane... Tak jak niechciane sa materiały je tworzące, tak państwo traktuje zamieszkujących je ludzi. Wędrujemy więc przez kolorowy tłum połyskujacych sari, rozbrzmiewający krzyk dzieci, nawoływania drobinkowatych straganiarzy kulących się tuż przy samej ziemi oraz rozdzierający dźwięk klaksonów licznych motorków, rikszarzy i pojedynczych samochodów. Powietrze pełne jest kurzu mieszajacego się z zapachem „doop” – czyli kadzideł o konsystencji plasteliny palonych na każdym „stoisku”. Do tego wszystkiego nie dajacy się zignorować zapach budulca ulicznego, czyli fermentujacych resztek i uryny bez pardonu rozpylanej gdzie popadnie... Witaj kolonialna stolico wspaniałych Indii – Welcome to New Delhi!
Znów jestesmy zdani na ludzi, musimy im zaufać i pozwolić poprowadzić się przez labirynt wąskich uliczek dzielnicy watpliwej reputacji, w której zamieszkuje nasz nowy gospodarz ( www.couchsurfing.org – internetowa społeczność oferująca darmowe noclegi na całym świecie). Prowadzący nas przewodnicy zmieniają się płynnie przekazując nas sobie z rąk do rąk. Wygląda na to, że mający nas gościć Raju jest znaną na dzielnicy postacią. Po kilku chwilach stoimy przed jego domem. Chcemy pukać, ale odpowiada nam cisza... za to z pomieszczenia obok wychyla się młody chłopak, który twierdzi, że zna Raju i do niego zadzwoni. Zaprasza nas do siebie. Okazuje się, że prowadzi „biuro” turystyczne. Czy to tylko przypadek, że przyjaciel aktywnego couch surfera prowadzi biznes turystyczny tuż przy jego domu, do którego przyjeżdżają dziesiątki, jak nie setki obcokrajowców?... Po chwili dowiadujemy się, że nasz gospodarz właśnie spi i nie wolno mu przeszkadzać, a jego żona prowadzi lekcje dla dzieci z biednych rodzin, których nie stać na posłanie ich do szkoły. Mamy poczekać aż skończy... i tak mija pół dnia. Mając dość czekania oferujemy nasza pomoc chłopakowi z „biura”, który właśnie wprowadza się do Raju, a wraz z nim jego brat i brat Raju – Guruvinder. Guruvinder jest uzdrawiaczem, z wieloletnią praktyką pod okiem swojego mistrza, który wybrał go spośród wielu! Guruvinder dopracował i udoskonalił metodę swojego mistrza i prowadzi teraz prywatną praktykę uzdrawiania m.in. kamieniami. Zajmuje się przede wszystkim oczyszczaniem ciała, ducha i umysłu za pomoca uzdrowicielskich mocy kamieni, które sprzedaje w swoim skklepie na głównym bazarze. Widząc, że nie bardzo fascynuje nas jego działalność, a wygłaszane słowa nie wzbudzają zachwytu i że na pewno nie bedzie miał w nas kolejnych „pacjentów”, Guruvinder wyjechał nastepnego dnia rano...
Minął prawie cały dzień, a my nadal nie ujrzelismy naszych gospodarzy. Wieczorem postanawiamy więc sami udać sie na piętro, które zamieszkiwali wraz ze swoim 7letnim synem. Raju już wstał, ale nie bylo go w domu - przebywał na ulicy oddając sie pogaduchom z kolegami. Hmmm... nawet nie przyszedł się przywitać... jego żona zaś zaproponowała, że ugotuje nam obiad jeśli kupimy składniki. Tak też uczyniliśmy, a w czasie kiedy Stef z bratem chłopaka od „biura” robili zakupy zapytałam Sanum o pochodzenie wielkiego fioletowego sińca, który widniał pod jej okiem. Od momentu kiedy ją zobaczyłam czułam, że w tym domu coś jest nie tak... Siniec okazał się być dziełem jej teścia, który regularnie używa przemocy wobec kobiet w domu, a że teściowa już nie żyje, rozładowuje swoje emocje na Sanum... „A gdzie w tym czasie jest mąż?!!!” Cuż, Raju wielokrotnie był świadkiem tych sytuacji, jednak przez wzgląd na „respekt i szacunek”, jaki jest winien starszym od siebie, a szczególnie ojcu, nie reaguje i nie powstrzymuje jego agresji!!! Tym razem podobno po raz pierwszy zareagował i podniósł głos na ojca, jednak dopiero po fakcie. W konsekwencji Sanum przez kilka dni biegała do kobiety swiadczacej uslugi prasowalnicze na przeciwko domu, aby ta robiła jej gorace okłady mające przyśpieszyć zejście opuchlizny, która pokryła połowę jej twarzy. Podobno to, co teraz oglądaliśmy prezentowało się już bardzo dobrze... Należy także wspomnieć, że Raju i jego ojciec są Sikhtami – wyznawcami Sikhizmu, religii powstałej w XV w. w Indiach, której jedna z charakterystycznych zasad jest przestrzeganie bezwzględnej moralności, stanie na straży sprawiedliwości i obrona słabszych oraz potrzebujących. Religia jest pustką, bez świadomego wypełniania, praktykowania mądrości jej przekazu!
Podczas tej rozmowy Sanum zdradziła mi kilka niezwykle smutnych, wręcz przerażających faktów z życia kobiet w Indiach. Przede wszystkim przemoc w stosunku do kobiet jest czymś normalnym i powszechnym (przynajmniej na północy). Szczęście mają te, które trafią do dobrych rodzin, gdyż tam mogą liczyć na szacunek. Jednak nie mając zazwyczaj możliwości wyboru męża (większość małżeństw jest aranżowana) jedyne co mogą zrobić to modlić się o łut szczęścia. Te, które go nie mają doświadczaja poniżania, wykorzystywania i przemocy. Stają się służącymi w domu rodzinnym męża zobowiązanymi wykonywać wszystkie prace domowe. Szokujące było, że przemoc pojawia się nie tylko ze strony mężczyzn, ale również kobiet. Prawdopodobnie działa tutaj klasyczny mechanizm zgodnie z którym ofiara staje się oprawcą... tak więc teściowe, szwagierki itp. stają sie okrutnymi oprawcami przypalając młodym żonom różne części ciała, lub np. wkładając ręce do wrzątku, o przemocy psychicznej nie wspominając! Szczególnym „przewninieniem” kobiet w Indiach jest nie wydanie na świat potomka płci męskiej. Znane sa przypadki, kiedy kobieta zmuszana jest do oddania lub opuszczenia nowo narodzonej dziewczynki, szczególnie, jesli jest ona kolejna w rodzinie. Córka to zbyt duży wydatek. Aby wydać ją w przyszłości za mąż potrzebne jest wiano, na które nie wszystkich stać. A za mąż wydać trzeba, bo cuż znaczy tutaj samotna kobieta? - Przynosi tylko hańbę rodzinie!
Sanum powodowana swoimi doświadczeniami oraz zasłyszanymi historiami kobiet postanowiła zorganizować comiesięczne spotkania grupy samopomocy. Podczas tych spotkań kobiety uczą się prac ręcznych, by móc na siebie zarobić; rozmawiają, czasem tańczą i śpiewają. Raz w miesiącu przez 1,5h mają mozliwość skupienia się na sobie i realizacji choć skrawka własnych potrzeb duchowych. Właśnie te aktywności pomagają Sanum przetrwać trudne momenty w jej życiu – uczenie dzieci z sąsiedztwa i spotkania kobiet. Wciąż jednak w jej rodzinie brakuje pieniędzy. Ostatnio dzieki wsparciu kilku gości z zachodu udało się odnowić jedno z pomieszczeń domu i uczynić z niego przyzwoitą przestrzeń do działań społecznych. Szybko orientujemy się, że właśnie zbieranie donacji jest głównym motywem, dla którego nasi gospodarze są członkami internetowej społeczności: Couch Surfing. Jakkolwiek rozumiemy potrzebę i szanujemy starania Sanum, nie do końca podoba nam się sposób w jaki jej rodzina używa Couch Surfing. Ceniąc w ludziach przede wszystkim szczerość nienajlepiej czujemy się zwabieni w pajeczą sieć...
![]() | ||
.:z Sanum:.
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz