wtorek, 6 marca 2012

Romeo i Julia po irańsku:..


Idziemy zaczerpnac troche kultury do wspanialego Parku Laleh. W malej galerii tuz przy jednej z glownych ulic odbywa sie wlasnie otwarcie wystawy poswieconej tematowi Milosci. Tytul wystawy - "Romeo i Leyla, Juliet i Majnun" - sugeruje pewną łącznosc z kulturą zachodu; nic powiązania w odniesioniu do uniwersalnego i znanego wszystkim wątku romantycznej miłosci. Majnun (tlum. szaleniec) i Leyla to bohaterowie perskiego eposu opowiadajacego historie czlowieka ktoremu zakazano kochac. W konsekwencji tego ów młodzian postradał zmysły i oszalał...
Wchodze do środka. Moim oczom ukazuje się barwny świat sztuki młodych, irańskich artystow... pokój wypelniają kolorowe pejzaże, mozaiki, wycinanki, laleczki, kolage... wypełnia go krzyk i wołanie o wolność... wypełnia pragnienie, pożadanie, cielesnośc i duchowość... wypełnia bajkowośc mieszająca się ze światem rzeczywistym... wielowymiarowosc, wieloplaszczyznowosc, lecz jedno przeslanie - chcemy byc wolni w Milosci! Chcemy móc odczuwac, pożądac, kochać!!!
Skladam mozaike we wlasnej głowie i juz rozumiem dlaczego taki tytuł wystawy. Oni musza sie ukrywac pod płaszczem tzw. narodowego dziedzictwa. Ot, zwykła historyjka, a jak wiele znaczen; ile możliwosci, by odkryc przed światem wlasne rany i ukazac sączącą sie z nich krew... niech każdy skosztuje, niech posmakuje goryczy, ktorą i my, młodzi Iranczycy musimy przełykac wraz ze śliną nienawisci do reżimu w ktorym przyszło nam życ.
Przechadzam sie po galerii. Kazdy na swój sposób, każdy innaczej, a jednak we wspolnym jezyku sztuki, domaga sie tego, co zostało im dane przez Boga, a zabrane przez czlowieka! Domaga się "wolnej Milosci".
Miedzy jednym kęsem wspaniałych irańskich słodkosci, a łykiem rownie słodkiej iranskiej herbaty, podziwiam każdy wytwór, który został stworzony właśnie po to bym ujrzał świat oczami jego tworcow. Zagłebiam się w szczególy, ktorych jest niezliczona ilosc. Pochlania mnie ten realistyczno – magiczny świat, po brzegi nasycony symbolizmem... Wchodze w niego całym sobą. Sztuka, którą widze jest piękna i jednocześnie mocno zakorzenina w tradycji; jest estetyczna i cala nasiąknieta szczególami; przemyślana i pieczolowicie dopracowana... To nie byle pomysl, rzucony wyglodnialemu tlumowi kulturalnej gawiedzi pod postacią kiepsko ugotowanej parówki w kolorach teczy (patrz „Wyjście przez sklep z pamiatkami”)... to cos naprawde z wyrazem. Każdy może tworzyc sztukę, lecz to nie znaczy, że kazdy jest artystą.
Nagle światla gasną, tlum milknie. Mych uszu dobiega zapowiedź mającego nastapic za chwilę performance. Z pólmroku wylaniają się artyści dostępujący krzesel i stolików, jakby każdy chciał, by jego słowo nie pomineło nikogo... Stoją wyprostowani, dumni, z parasolami w rękach, by ochronić sie przed spadającą na nich lawiną niewoli; sa pod oslona – moga intonowac rozpaczliwe wolanie o WOLNOSC! Nikt ich nie tłamsi, nikt nie tłumi krzyku, nikt nie przeszkadza, nie powstrzymuje... przestrzeń należy do nich. Na jedną chwilę, jako artyści otrzymują przepustkę, by jako wolnomyśliciele, móc obnarzyc przed nami świat „irańskich” emocji, uczuc...



Rozmawiam z Aną, ktora swym kobiecym okiem dostrzega w wystawie mocny akcent feministyczny. Szczególnie jedna instalacja mocno nas porusza – pozawieszane na metalowej konstrukcji laleczki, tańczące w półmroku światla, odbijajace swoje cienie w przestrzeni ciasnego pomieszczenia, ukazują rolę kobiety w tym spoleczeństwie, jak i na calym świecie, jej duchowośc, jej indywidualnośc i wewnetrzne piekno, które od tysiecy lat pozostaje skrywane w cieniu patriarchatu...




Przed wyjściem rozmawiamy jeszcze z kilkoma ludzmi. Zaczepiam mlodego chlopaka. Rozmawiamy chwile o jego pomyśle – elementy sfotografowanego ciala, tworzące tlo dla miniaturowych postaci legendy o Majnunie i Leyli. Dlaczego kawalki ciala? To proste. Dla niego Milośc odczuwana jest każdą jego komórką, najmniejszą cześcią; nic nie pozostaje nietknięte przez jej silę – wszystko jest pod jej włdaniem; Miłośc wypelnia całe cialo, każdą, jego cząstkę. Ana pyta, gdzie wiec reszta jego elementów? Słyszymy ironiczną i zarazem smutną odpowiedź:”To Iran...” Rozmawiam z nim jeszcze chwile o miejscu w którym przyszlo mu zyc, o wolności, którą niczym zęby zaciska, by niekontrolowanie nie wybuchła, o nim samym... Tak jak większośc Iranczykow, chciałby wyjechac za granice. Pocieszam go mówiąc, że może dzieki tej niewoli, czuje w sobie wolnośc; może urodził się w Iranie, by paradoksalnie byc wolnym... Patrzymy oboje na siebie. Widząc jego szkliste oczy, czuje jak i mnie łzy napływają do oczu. Ściskam go mocno na pożegnanie, rozmyślając o tym, że wielu tu takich jak on.
Przed opuszczeniem galerii, rozmawiamy jeszcze chwile z jej pomysłodawcą, zapraszając go do Polski – Krakowa. Kto wie, może pewnego dnia i wam przyjdzie zaszczyt ujrzec tą wspaniałą wystawęJ



Wychodzimy przed galerię i dzieje się rzecz dziwna. Podchodzi do nas niewysoki czlowiek, mówiący płynnie po angielsku. Tlumaczy, że jest Irańczykiem, że żyje obecnie w Szwecji. Mówi, że przyjechał tu na czyjś pogrzeb i po dwudziestu latach nie może uwierzy co tu zastaje: zacofanie, dyktaturę... Pyta bezpośrednio co my myślimy o wystawie i o Iranie. Intuicyjnie wyczuwamy, że nie jest to zwykła rozmowa z kolegą przy kawie. Lakonicznie chwalimy sztukę, którą przed chwilą ujrzeliśmy, zachwycając się jej nawiązaniem do tradycji. Gloryfikujemy również cywilizacje Iranu, jego kulturalną świetnośc, pomijając prowokowany przez naszego rozmówce wątek wolności. Po wszystkich opowieściach jakie usłyszeliśmy od znajomych, nie wiemy komu możemu ufac. Zwykły czlowiek spotkany na ulicy, może byc na usługach ichniejszej bezpieki. Przypominamy sobie podobną sytuację na stacji metra, gdzie pewien osobnik w bezpośredni sposób wypytywał nas gdzie sie zatrzymujemy, dokąd zmierzamy i jak długo zostajemy w Iranie... W tym świecie „twój wróg, może byc twoim najlepszym przyjacielem, twój najlepszy przyjaciel, twoim najgorszym wrogiem”.
Idąc ciemnymi ulicami Teheranu, nabieram świadomości swoich korzeni, swojej narodowej tożsamości. Dzięki Iranowi mogę doświadczyc tego, co jest częscią naszej polskości, karty naszej historii, która znana jest całemu światu... z pogłębioną świadomością przemykają mi przez głowę obrazy polskich filmów lat 80’.
Pomimo silnych przeżyc tego wieczoru (a może dzięki nim), na kącikach moich ust pojawia się uśmiech zadowolenia, radość z nowo odkrytych połaci własnej samoprzestrzeni...








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz