Budzimy się u Abbasa. Paweł z Lewanią opuszczają wcześnie mieszkanie, by dopełnić formalności wizowych. Nas czeka to samo. Dziś mamy odebrać nasze paszporty z pieczątkami uprawniającymi nas do pobytu na iranskiej ziemi przez kolejne 30 dni (InshAllah).
Nagle słyszymy dzwonek do drzwi. Abbas spoglada na wizjer i w tym samym momencie cały zamiera. Nerwowym ruchem ręki każe nam siadac na podłodze i pozostać w bezruchu. Nam, czyli również chińczykom i swojej dziewczynie - Fatimie, która jest z nami w mieszkaniu. Nieoczekiwanymi gośćmi okazują się być policjańci. Patrzymy pytająco na Abbasa, który w dalszym ciągu kontroluje wizjer monitorujacy skrawek ulicy przed furtą do posesji apartamentowca. A wlaśnie zasiadaliśmy do śniadania. W tej sytuacji nikt nie jest w stanie przełknąć nawet kęsa. Wszyscy siadamy na podłodze, w milczeniu i bezruchu oczekując wyjaśnień. Gospodarz odkrywa przed nami kolejną część tajemniczej twarzy Iranu; skrawek znany nam niejako z wystawy w Laleh Park.
Okazuje się, że Abbas jest bardzo aktywnym couch surferem (6 osób jednej nocy), co niekoniecznie podoba sie jego życzliwej, ok. 70-cioletniej sąsiadce, która już od jakiegoś czasu daje mu sygnały, że takich rzeczy nie robi się w Iranie. To jednak nie jest największym problemem na tą chwilę. Abbas podejrzewa, że bardziej niż nami, sąsiadka zainteresowana jest wizytami jego dziewczyny! W tym kraju jest to nielegalne, jeżeli rodzice dziewczyny na takie spotkania przedślubne się nie godzą. Zdarza się to zazwyczaj w rodzinach religijnych, ortodoksyjnych, do których należy niewątpliwie rodzina Fatimy. Oboje nie mieli problemu ze swymi spotkaniami, doputy ojciec Fatmy nie sprowadził sie do Teheranu, by miec baczenie na swoją córkę (no i dopóki sasiadka nie zainteresowała się jej odwiedzinami u Abbasa).
Siedzimy skuleni na podłodze, nie bardzo wiedząc co począc. Widzimy jak nasz gospodarz trzęsie sie z nerwów – on też nie bardzo wie, co robić. Na szczęscie policja nie może wejśc do domu, dopóki drzwi sie przed nimi nie otworzą. Udajemy więc, że nikogo nie ma w domu. Po niecałej godzinie, jako jedyny postanawiam dokończy rozpoczęte śniadanie. Staram się byc zrelaksowany ufając, że nieproszeni goście już dawno sobie poszli. Spoglądam na resztę...oni chyba nie podzielają moich przypuszczeń. Fatima zaczyna szykować plan B. Dyskretnie podchodzi do drzwi balkonowych, kalkując swoje możliwości ucieczki przez okno: na balkon, po gzymsie, na sasiedni balkon, mały daszek...? Przed oczami mam migawki ze wspaniałego filmu ... „Czyli takie rzeczy dzieja się naprawdę...”
Jeżeli policja ich nakryje, oboje mają krótko mówiąc przesrane. W nagorszym przypadku moga zostac zmuszeni do zawarcia związku małżenskiego, byc moze jakiejś kary... Do niedawna (Abbas twierdzi, że obecnie również), jeżeli odkryto u młodej pary stosunek seksualny i niechęc do zawarcia związku małżeńskiego, władze mogły nawet obciąć rękę adoratorowi. Przypominają mi się słowa młodego artysty: „Miłośc, odczuwa się całym ciałem”.
Sidzimy tak w bezruchu, czekając na Godota... Po dwóch godzinach Abbas dzwoni do jednego z kolegów, by przyszedł sprawdzic teren.
Pół godziny później, jesteśmy wolni...
Rozmawiamy z naszym przyjacielem, któremu wciąż ciężko się oddycha. Dla wszystkich jest jasne, że musimy opuścić mieszkanie. Wychodzimy, by odebrac nasze paszporty. Umawiamy się wieczorem na mieście, gdzie Abbas ma nam podrzucic nasze plecaki. Obiecuje również znaleźć nam nowe miejsce.
W urzędzie odbieramy paszporty ze świeżo wbitymi pieczątkami wizowymi. Idziemy do pobliskiej księgarni trochę się zrelaksować, przetrawić to, co nam zaserwowano na śniadanieJ
Błąkamy się jeszcze jakiś czas po mieście, czekając na wieści od Abbasa. W końcu nasz przyjaciel dzwoni wieczorem oznajmiając, że wszystko załatwione. Przenosimy się do jego znajomych, gdzie zawiezie nas wraz z bagażami, które już są w samochodzie. Umawiamy się na jednej ze stacji metra. Wraz z Chińczykami – Hiro i Natali, przenosimy się do kolejnego, przytulnego mieszkania, gdzie z uśmiechem na twarzach witają nas jego młodzi mieszkańcy: Sudabeh, Sohrab i SimaJ
Nasi nowi gospodarze okazują się być wspaniałymi ludźmi, wszyscy z pod znaku „zieleni”. Tutaj ten kolor to nie tylko symbol nadziei, lecz przede wszystkim rewolucji. Ci, którzy wciąż wierzą w lepsze jutro i w jakikolwiek sposób przeciwstawiają się obecnemu systemowi, właśnie tak siebie okreslają.
Spędzamy wspaniały wieczór. Okazuję się, że nasi gospodarze są fanami, więcej – wręcz ubóstwiają Kieślowskiego! Odkrywają przed nami również postać innego polskiego reżysera, o którego istnieniu nie mieliśmy zielonego pojęciaJ - Zbigniewa Rybczyńskiego.
Następnego dnia ruszamy na miasto, by zobaczyć jeden z teherańskich pałacy. Końcem końców trafiamy jednak do rozległego parku, gdzie postanawiamy oddać się w ramiona Matki Natury. Spacerujemy jeszcze po znajdującym sie nieopodal bazarze, po czym wracamy do naszego nowego domu, gdzie w doborowym towarzystwie, spędzamy kolejny wspaniały wieczór.
![]() |
.:koloryt bazarowy:. |
![]() |
.:zgiełk:. |
W otoczeniu naszych nowych przyjaciół, czuję się jakby ktoś przeniósł mnie do jednego z filmów Kieślowskiego: świata ograniczeń, masek, mentalnej niewoli, młodego ducha, wolnego intelektu, artystycznej duszy... wspominając te chwile wciąż mam na ustach smak tej niezwykej rzeczywistości, która towarzyszyła Polsce niespełna pół wieku temu...
.:Partia Zielonych:. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz