sobota, 21 kwietnia 2012

18-23.12.2011 Goa


.:rajska plaża?:.
Wysiadamy z pociągu. Jest ósma wieczorem. Ciemno i nie bardzo wiadomo w którą strone się udać. Pytam na stacji o połączenia do Pernem. Niestety wszystkie pociągi już odjechały. Idziemy więc spróbować szczęścia z autobusem. Wychodzimy na drogę i jak inni stojący na poboczu, czekamy. Po chwili podchodzi do nas młody hindus. Proponuje dzieloną rikszę do następnej miejscowości. Mówi, że nie wiadomo, czy autobus jeszcze dziesiaj przyjedzie. Idąc za impulsem godzimy się na jego propozycję i po niespełna godzinie jesteśmy w kolejnej miejscowości. Wysiadamy z rikszy, idziemy na dworzec by zapytać o najbliższy autobus do Arambol: „Jutro” – wsłuchuję się z niedowierzaniem w uzyskaną odpowiedź. Pozostaje nam więc tylko riksza, albo mini bus. Obie opcje wydają się byc mocno zawyżone cenowo, jako że kierowcy nabijają sobie taryfe nocną. Nie mamy jednak wyjścia. Olek na nas czeka, poza tym co mielibyśmy robić w tym miasteczku. Wraz z poznanym w pociągu Finem. Kontunuujemy naszą podróż do Arambol. Tam nasze drogi się rozchodzą, jego w kierunku plaży, a nasza...no właśnie. Na zegarku prawie 23-cia i nie bardzo zapowiada się, by ktokolwiek jechał w naszym kierunku, a nawet jeśli to bynajmniej nie za rozsądną cenę. Dzwonie do Olka, który po 20 min. zjawia się wraz z żoną - Anastazją, by zabrać nas na swoich motorach do domu. Motory to jedyny, słuszny i uniwersalny (bo tani) środek transportu na Goa. Wszyscy tu przemieszczają się włśnie za ich pomocą.  
Goa to najmniejszy stan ze wszystkich w Indiach. Jego pokolonialna architektura, plaże i ilość plażowych barów, od lat przyciągają turystów. Okupowany w znacznej części przez Rosjan (dowiedzieliśmy się od naszego przyjaciela, że są dwa powody ku temu: 1.tanie loty, które rosyjskie linie oferują swym obywatelom, 2.tania zabawa) oferuje swym gościom plaże (bynajmniej nie rajskie), morze i bary, które porastają niemal całe wybrzeże.
Zaszywamy się na parę dni u naszego przyjaciela na wsi. Tam regenerujemy siły: plażujemy, wypiekamy chleba, zajadamy pieczone przez Anastazję ciasta i sterty kupowanych na targu owoców, odwiedzamy święte drzewa – Banian...
.:wielki Banian:.





W przytulnym domku Olka i Anastazji regenerujemy siły, odpoczywamy, cieszymy się ze spokoju i stałości jaką daje pobyt w jednym miejscu...








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz