piątek, 27 kwietnia 2012

25-29.12.2011 Żyjące Hampi


Hampi to unia historii i religii, miejsce szczególne, święte i co 
najważniejsze wciąż żywe. Magicznie żyjące poza czasem, będąc równocześnie w przeszłości i teraźniejszości życiem obfitym, pełnym i barwnym. Jako stolica Hinduistycznego imperium Vijayanagara, kontrolującego południowe Indie od XIV do XVI wieku. Ruiny tego królestwa znajdują się rozrzucone na terenie przekraczającym 25 km2 upstrzonym świątyniami, pałacami, bazarami, ulicami, kanałami, fortyfikacjami, miejscami kultu...etc. a wszystko to ukryte między wzgórzami zbudowanymi z gigantycznych głazów, poukładanych jakby rękami antycznych gigantów chcących ukryć to święte miejsce przed oczami profanów... 
Przybyliśmy tuż przed zachodem słońca niewinni i nieświadomi. Przywitał nas gwar życia tętniącego pośród murów dawnego królestwa, których część daje teraz schronienie ubogim mieszkańcom Hampi próbującym zarobić na życie drobnym handlem z turystami. I tak przechadzając się w chaosie ulic, nawoływań i ryku silników tuk tuków nagle zalała nas fala ciszy... jakby innej czasoprzestrzeni wibrującej w rytmie wygrywanej mantry... znaleźliśmy się na terenie świątyni w czasie modlitwy. Głęboki wdech i wydech. Gdzie jestem? Tutaj. Tu i teraz. I tylko to się liczy :) 
.:główna świątynia - Virupaksha:.

.:co zdziwiony?:.
Nasyceni spokojem świątyni wracamy do naszego maleńkiego pokoiku wynajmowanego od kobiet z trzech pokoleń: matki, córki i wnuczki (niespełna rocznej). Jesteśmy szczęśliwi z ich towarzystwa, daje nam ono częściowo poczucie bycia w rodzinie, blisko prawdziwego życia i dzięki temu możemy podziwiać ich codzienne rytuały: popularne w tej części Indii zdobienie twarzy dziecka kilkoma kropkami i obrysowywanie linii oczu czarną kreską oraz masaż całego ciała niemowlęcia. Wszystkie rytuały stają się jeszcze bardziej bogate w dniu urodzin małej, kiedy od rana pali się kadzidła, masaż trwa dłużej (ku jej wyraźnemu zadowoleniu), przyodziana zostaje w nowe sari szyte przez matkę przez kilka dni specjalnie na ta okazję... Rytuały są tutaj czymś codziennym i oczywistym, na każdym kroku widzimy małe ołtarzyki, symbole, gesty, amulety i talizmany mające chronić ich posiadaczy przed złym spojrzeniem i przynieść szczęście. Panteon bogów jest tak bogaty i obfity, że sami miejscowi nie nadążają z pojęciem ich wszystkich. Tak jest teraz, ale i tak było setki lat temu za czasów świetności królestwa, którego stolicą było Hampi. Wyruszamy więc na jego spotkanie, odkrycie miejsc kultu kryjących się między tajemniczymi skałami, plantacjami bananów i trzciny cukrowej...
tak napotykamy świątynię, która pochłonęła nasze ciała i duchy na kilka dobrych godzin wciągając do świata tajemniczych bogów, dew i demonów, była to świątynia Vittali.








Jednak to nie ruiny, ani nie ruchliwy Bazaar stanowią centrum życia w Hampi. Jest nim niezaprzeczalnie święta rzeka płynąca przez ciało miasta niczym główna arteria pompująca krew w jego żyłach. Tutaj spotykają się drogi wszystkich, którzy przybywają do tego miejsca: pielgrzymów i turystów, których część osiedla się po drugiej stronie rzeki  aby móc rozkoszować się ziemskimi uciechami, takimi jak mięso i alkohol, a które niedostępne są w starej części miasteczka. Ta sama rzeka jest miejscem rytuałów, codziennych czynności, zabawy, jak i po prostu środkiem transportu. Jest mieszkaniem bóstw, pożywienia, i ...krokodyli ;) - jak przekonuje miejscowa policja, zmuszając turystów do korzystania z łódki, która posiadła monopol na przewozy z jednego brzegu na drugi. 







Oprócz "krokodyli" w Hampi żyje jeszcze jedno niesamowite zwierzę: słonica Lakszmi, która błogosławi wiernych przed świątynią, jeśli wręczą jej pieniążek. W pierwszym momencie kiedy ją ujrzeliśmy wpadliśmy w niemy zachwyt, oboje (lecz szczególnie Stefciu) marzyliśmy o zobaczeniu słonia... lecz po zbliżeniu się i dokładnemu przyjrzeniu sytuacji zrozumieliśmy, że nasze marzenie dotyczyło WOLNEGO słonia, a nie wytresowanego zwierzęcia z łańcuchami na kostkach... był to widok smutny, jakoś bolesny... nie chcieliśmy tam   dłużej trwać i właśnie w momencie kiedy odchodziliśmy podeszło do nas dwóch sadhu (wędrownych ascetów), którzy zaproponowali wspólne zdjęcie. Hmmm właściwie nieco nas to zaskoczyło, nie mieliśmy potrzeby robienia sobie z nimi zdjęć... ale skoro sami proponują, to możemy spełnić ich prośbę. Tuż po wykonaniu zdjęć zrozumieliśmy co nie pasowało nam w tej całej układance. Szanowni sadhu wyciągnęli bowiem notesik i z hasłem "donacja" otworzyli na stronie gdzie ich klienci wpisywali imiona, kraje i kwoty darowizny...(najniższa od 300rupii) wszystko jasne w Indiach nic nie jest za darmo. To stwierdzenie miało jeszcze potwierdzić się po kilku minutach kiedy siedząca na ziemi cyganka Lambani, sprzedająca rodzime rękodzieło zgodziła się na wykonanie zdjęcia dopiero po uprzednim dokonaniu zakupu: "business first"! 
Jednak to właśnie Hampi okazało się miejscem, które dla nas odczarowało Indie, zdjęło ich ciężar z naszych dusz i udowodniło, że  ten kraj ma jednak serce i ducha! Tutaj własnie spotkaliśmy prawdziwych ludzi, którzy potrafią dojrzeć w przyjezdnym człowieka, wznieść się ponad interes i materialne zyski za wszelką cenę. Pierwszych Hindusów, którzy nas nie kłamali, nie chcieli oszukać i wyprowadzić w pole na każdym kroku. Dzięki tym osobom spędziliśmy kilka wspaniałych wieczorów na wspólnym muzykowaniu w lokalnym barze oraz błogą noc w namiocie nad rzeką.


.:słonica Lakszmi:.
.:Stef i sadhu:.
.:cyganka Lambani:.
Magia Hampi trwa, prowadząc nas w tajemnicze miejsca zapomnianej historii, nieodwiedzanych bóstw i obleganych świątyń. Nie opieramy się, postanawiamy zaufać i spędzamy kilka wspaniałych dni w tym ponownie ginącym królestwie. Tym razem zagładę przyniesie najeźdźca w garniturze, bowiem UNESCO postanowiło sprawić aby to dziedzictwo kulturowe wyglądało w końcu "jak należy" i już w marcu zrówna wszystkie narosłe przez lata domki z ziemią, i "wyczyści" ulice Bazaaru z handlarzy. W murach królestwa nastanie nieodwołalna i martwa cisza...


.:tajemnicze zbiorowisko "lingamów" ku czci Sziwy:.
.:wyryte w skale:.
.:brama do świątyni:.

.: kąpiel z krokodylami ;) :.



.:uprawa ryżu:.
.:ochronna mandala przed domem:.
.: Hampi niech żyje! :.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz