Chiang Mai to miasto świątyń. Jest
ich tutaj naprawdę mnóstwo i każda jedna piękniejsza od drugiej. Tajlandzkie
świątynie to istne cuda: kolorowe, kunsztownie zdobione, baśniowe...oczarowują
swym pięknem i urokiem.
Po wycieczce do Doi Sutep powracamy do Chiang Mai, by jeszcze przez chwilę nacieszyć się buddyjską architekturą... i kiedy już mamy zamiar opuścić miasto, los płata nam niemałego figla. Mała, acz głęboka ranka, której nabawilem się jeszcze w Bangkoku daje o sobie zanać w postaci bólu i zbierającej się pod nią ropy. Sprawa jest jasna – zakażenie. Nie mając wyjścia udaję się do szpitala na bolesny zabieg. Turystyczna pułapka zatrzymuje nas w swoich ramionach jeszcze przez najbliższe trzy dni rekonwalescencji. Następnego dnia odkrywamy powód i zarazem przewrotność kochanego losu. Otóż udając się na lokalny market nagle Ani dostrzega dwie znajome postacie. Okazuje sie, jest to para Polaków, podróżująca tak jak my po Azji, a której to bloga w celu zaczerpnięcia istotnych informacji, bacznie śledziliśmy. Chwilowe spotkanie przeradza się w dwudniowy meeting, po którym to w końcu udaje nam się opuścić miasto świątyń. Ostatnią noc spędzając jak na takie miejsce przystało w jednej z jego uroczych klasztorów. Wszystko to za sprawą serdeczności i dobroci starego mnicha, którego pieszcztotliwie nazwaliśmy „Chomiczkiem”, który nie tylko zgodził się na to byśmy nocowali na terenie świątyni, ale nawet dał nam mały pokoik, nakarmił zupkami instant, jabłkami i słodyczami oraz napoił kakao i herbatką. A rano młodzi mnisi skorzy jak zwykle do rozmowy uczyli nas jezyka khmerskiego ze swej rodzinnej Kambodży i również jak zwykle obsypali nas słodyczami, których w tutejszych klasztorach zawsze pod dostatkiem ;) Na pożegnanie Chomiczek wezwał każde z nas z osobna do swego „gabinetu”, nakazał klęknąć, odmówił modlitwę, pobłogosławił i zawiązał po branzoletce z białych nitek na przegubach dłoni. „Na szczęście i bezpieczną podróż”. Teraz dzięki ochronie i błogosławieństwie Chomiczka czuliśmy się naprawdę gotowi do drogi...
.:z Olą i Łukaszem:. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz