sobota, 28 lipca 2012

01.03.2012 LaOS na Mekongu


Mekong to naturalna granica dzieląca dwa kraje o całkowicie różnym stopniu zaawansowania cywilizacyjnego: Laos i Tajlandię. Prezpływając więc przez jego wody cofamy się niejako w czasie. Po załatwieniu niezbędnych formalności wizowych na granicy mamy pozwolenie na 30dniowy pobyt w Laosie. Naszym pierwszym celem jest przepiękne miasteczko znajdujące się na liście UNESCO – Luang Prabang. Dostać się tam zamierzamy drogą wodną – płynąc Mekongiem przez dwa dni.

Wsiadamy na pokład łodzi zapełnionej „falangami” – jak zwylki nazywać turystów zarówno Tajowie jak i Laotańczycy. Dla nas słowo to wywołuje dość ambiwalentne emocje, czasami słysząc je padające z ust „lokalsów” , iż mocno podkreśla ono wyobcowanie i odrebność przybyszów z innego świata, tworząc jasny podział na „my” i „oni”. Widząc na łódce zagranicznych turystów i ich zachowanie, nie dziwimy się wcale „falangowej” stygmatyzacji. Po 15 min zaczyna się imprezka, rum się leje, dym  z papierosów zaczyna wypełniać przestrzeń łodzi, zacierają się granice między w przestrzeni osobistej, stopniowo znikają podkoszulki, fala wyzwolenia przetacza się przez pokład. Po paru godzinach wibracja nieco przygasa wraz z gasnącym na niebie słońcem, które podkreślając piękno Mekongu i otaczających go ziem, obdarowuje nas niezwykłym spokojem. Mijamy kilka wiosek, przelotnie podgladając życie ich mieszkańców. W wodach tej niezwykłej rzeki Laotańczycy obmywają swoje ciała, zmywają z ubrań kurz codzienności, dzieci igrają na piaszczystych wydmach dając upust swej energii. Dobijamy powoli do brzegu. Z  oddali widzimy pojawiające się wzgórzu eleganckie, nowiuteńkie hotele. Nie widać za to domów, które wyglądałyby na  zamieszkałe. W naszych głowach pojawia się jedna, nieodzowna myśl: „tourist trap” (pułapka na turystów). Jako, że jest to jedyne miejsce umożliwiające nocleg spływającym Mekongiem turystom, cała infrastruktura opiera się właśnie na turystyce, w tej części świata jeszcze nie do końca rozwiniętej, ułomnej, nieco drapieżnej. Szybko decydujemy się nie dołączać do gromadki turystów, potulnie wynajmujacych pokoje po cenach czterokrotnie zawyżonych, postanawiamy przespać się na łodzi, dzięki czemu przełamujemy barierę „my i falangi”. Ku nasezmy zdziwieniu właściciel łódki, którą przypłynęliśmy nie ma nic przeciwko temy, co więcej przygotowuje dla nas wspaniałe posłanie. Przesiadując nad brzegiem, otrzymujemy jeszcze jedno zaproszenie od dwóch kobiet na łódkę obok, jesteśmy oszołomieni gościnnością Laotańczyków, uosabiających spokój i naturalne dobro prostych ludzi wypływające z ich serc. Spędzamy z nimi bardzo przyjemy wieczór pełen żartów i śmiechów o falangach i nie tylko. Nasycenie spotkaniem czujac zmęczenie całodziennej podróży wracamy na naszą łódkę, gdzie czekaja na nas materace, poduszki i świeże prześcieradła. Zupełnie się tego nie spodziewaliśmy. Zasypiamy z rozbrzmiewającym w uszach „dobranoc falangu”.

.:świt nad Mekongiem:.
Rano przed wypłynięciem postanawiamy się  w prowiant na następny dzień rejsu i przywitać dzień filiżanką kawy. Kiedy tak siedzimy sobie w maleńkiej kawiarence, Stef postanawia dowiedzieć się o cenę sprzedawanych tam bananów. Zapytanan przez niego dziewczyna, nie wiedząc co odpowiedzieć skierowała pytanie do stojącej za rogiem właściecielki, „a kto pyta?”, pada odpowiedź, „falang”, „a, to 4 000”(czyli podwójna cena). Tak oto rozpoczynamy kolejny dzień z cyklu „życie falanga  w Laosie”.
Tego dnia Mekong obdarowuje nas wspanialymi widokami. Rozplywamy sie w otaczajacym i jego i nas krajobrazie: lasy, nadbrzeżne wydmy i mieniące się różnymi kolorami skały, porośnięte dżunglą wzgórza i oczywiście mijane po drodze wioski.










Podróż kończymy późnym popołudniem, dopływając do Luang Prapang o zachodzie słońca roztaczającego wokół siebie magię przyrody niesioną na skrzydłach układającego się do snu świata. Czas nastał i  na nas. Po długich poszukiwaniach odnajdujemy odpowiadający nam guest house – niedaleko do głównego marketu, a jednak położonego na uboczu w całkiem zacisznym miejscu. Z nadzieją na spokój i ciszę układamy nasze zmęczone drogą ciała do snu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz