.:duma Vientiane:. |
Vientiane określone jest przez Lonely Planet
jako najbardziej zczilautowana stolica świata. Wychodząc na ulice miasta w mig
rozumiemy dlaczego. Miasto tak naprawdę jest dużym miasteczkiem, z niewielką
ilością przecinających jego przestrzeń pojazdów. Całe życie toczy się tak
naprawdę wieczorami i to głównie w jego części turystycznej położonej nad
brzegiem Mekongu. Oprócz nielicznych świątyń, nie bardzo jest tutaj co
zwiedzać. Ot, kupa betonu, gdzieniegdzie poprzeplatana drzewami. Tego dnia
wypożyczamy rowery i udajemy się na przejażdżkę po okolicy, udając się również
do rozsławionego buddyjskiego kompleksu - Phra That Luang.
A następnie do świątyni, na terenie której można zaczerpnąć tradycyjnego masażu. Odnajdujemy świątynię. Tradycyjny masaż w
tych stronach bazuje na ucisku, coś na kształt akupresury. Po rozluźnieniu
mięśni w oparach ziołowej sauny, rozkładamy się na łożach. Masaż bynajmniej nie
należy do najdelikatniejszych i przez to najprzyjemniejszych. Nie odnajduję w
nim fachowości. Być może dlatego, iż nie jest to masaż terapeutyczny,
relaksacyjny, do którego my, ludzie zachodu przywykliśmy. Po akupresurze
jeszcze raz udajemy się do sauny, by dać odetknąć zmęczonymi podróżą: ciału i
duszy.
Po zmroku wracamy do miasta, gdzie nad
brzegiem Mekongu wita nas tutejszy „nocny market”. Niewątpliwie jest on o wiele
uboższy niż ten, którego doświadczyliśmy w Luang Prapang. Nie znajdując na nim
dla siebie nawet strawy, udajemy się do naszej świątyni na spoczynek. W drodze
powrotnej spotykamy Dominika – francuza poznanego jeszcze w Tajlandii. Nasze
drogi, ku wspólnej radości, splotły się ze sobą nieoczekiwanie po raz czwarty:
dwa razy w Tajlandii i dwa razy w Laosie. Ziemski świat po raz kolejny
udowadnia, że jest tylko małą kulką zawieszona gdzieś w nieskończonej
przestrzeni Wszechświata.
Rano wyruszamy na rowerach, by zobaczyć rozsławioną
przez fotografię z przewodnika złotą stupę: Pha That Luang – World Precious
Sacred Stupa. Słońce pali kiedy w połowie drogi przejeżdżamy
przez łuk triumfalny, laotańską kopię paryskiego monumentu. W końcu jesteśmy na
miejscu. Złota stupa, otoczona czymś na kształt parku, spogląda na nas z
oddali. Kiedy do niej dojeżdżamy, okazuje się, że w tych godzinach jest ona
zamknięta. Jakoś specjalnie nad tym nie ubolewając, rozsiadamy się na chwilę w
parku, który obdarowuje nas pięknym spotkaniem...
Pozostałą część dnia spędzamy .......
Następnego poranka opuszczamy stolicę
Laosu, postanawiając spróbować dojechać autostopem do ukrytej między wioskami
centralnego wschodu jaskini Kong Lor - rozciągającego sie na ok. 7 km. cudu przyrodniczego
Planety Ziemi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz