niedziela, 26 sierpnia 2012

28.- 30.03.2012 Hue - sekrety cesarza.



Przybywamy do Hue wczesnym rankiem. Ulice jeszcze opustoszałe po minionej nocy. Tylko pierwsi pracownicy uwijają się zamiatając gorliwie ulice, jakby przygotowywali je na powitanie dnia. Powolnym krokiem ruszamy na spotkanie Hue – miasta cesarzy, położonej nad Rzeką Perfumową dawnej stolicy Wietnamu (XVI-XXw). Idąc z głowami pełnymi historycznych obrazów spotykamy miasto, którego przeszłość powoli znika pod warstwą współczesności, co sprawia, iż musimy się nieco wysilić aby dostrzec ślady dawnego imperium.
Podczas poszukiwania hotelowego pokoju trafiamy do buddyjskiej świątyni, w której właśnie odbywają się modlitwy wyśpiewywane przy dźwiękach gongów i drewnianych dzwonków. Wszyscy wierni ubrani są w szaty o kolorze popiołu. Ich większość stanowią stare kobiety. Przez chwilę przyglądamy się tej scenie myśląc o tym, jak obraz buddyjskich wiernych nie pasuje do Wietnamu który poznaliśmy i jak bardzo wymierającym zjawiskiem jest w tym kraju religia. Wychodząc ze świątyni zauważamy dwie kobiety siedzące za biurkiem, wypełniające jakieś papiery. Przypomniała nam się kartka, którą dostaliśmy od Rosjanina pod granica z Birmą, a na której w językach Azji południowo –wschodniej napisane było m.in. pytanie o to, gdzie można za darmo się przespać. Ta sama karteczka otworzyła nam drzwi kilku klasztorów buddyjskich w Laosie. Postanowiamy więc spróbować szczęścia i tu – w Wietnamie. Niestety, w tym wypadku, nie ma takiej możliwości. Kobiety odmówiają nam, z wyrazem twarzy pełnym niezrozumienia dla naszego czynu. No tak, biały nie ma kasy na hotel – dobre sobie! Tutaj nikt w to nie uwierzy! Trudno. 
.:w świątyni buddyjskiej:.
Odchodzimy i znajdujemy nocleg za 8$, wiedząc już, że długo w tym mieście nie zabawimy. Zaraz po wejściu do czyściusieńkiego pokoju z łazienką, opadamy z sił i zasypiamy na kilka godzin. Kiedy budzimy się jest już popołudnie. Wyruszamy na miasto i dokładnie w momencie, kiedy kończymy podziwiać trening taekwondo lokalnej młodzieży, zagaduje nas rikszarz. Z uśmiechem dziękujemy mu za usługę, na co on odpowiada pełnym szczęścia zaskoczeniem, że obcokrajowcy tacy mili! Nie może się nadziwić, że go nie przepędziliśmy z groźną miną! Tak nawiązujemy rozmowę, która przeradza się w znajomość. Wspólnie bawimy się jego rikszą, wożąc się na wzajem, udajemy na herbatę do herbaciarni jego babci, zapoznajemy z rodziną i odwiedzamy jego dom. Na koniec nasz nowy przyjaciel pomaga znaleźć nam tańszy nocleg i odwozi wraz ze swoim ojcem na motorach pod hotel. Uy (tak ma na imię chłopak) i jego rodzina, byli jednymi z nielicznych szczerych ludzi, jakich spotkaliśmy w Wietnamie. Szczerość, prostota i serdeczność patrzyły z ich twarzy czyniąc je niespotykanie szlachetnymi jak na ten kraj. Dzięki nim zdobyliśmy również cenne informacje, co i jak warto zobaczyć w mieście, aby uniknąć tłumów i pułapek turystycznych oraz jak wejść za darmo do głównego zabytku Hue – Cytadeli.
.:riksza:.
.:herbaciarnia babci:.
.:z Uy i jego ojcem:.
Następnego dnia wypożyczamy rowery i ruszamy na poszukiwanie śladów cesarskiego Hue.
Zwiedzanie rozpoczynamy od Cytadeli i zakazanego miasta cesarza Gia Long. Cesarz rozpoczął budowę miasta w 1804 roku. Jak na władcę przystało pragnął wspaniałej rezydencji. Tak powstała ogromna twierdza – pałac zajmująca powierzchnię ponad pięciu kilometrów kwadratowych z labiryntem wewnętrznych dziedzińców, pawilonów i pasaży. Na wzór pałacu cesarskiego w Pekinie, cytadela była chroniona wieloma umocnieniami. Siedziba rodziny cesarskiej mieściła się za wałami i tworzyła serce cytadeli – tzw. Zakazane Miasto. Tutaj wolno było przebywać jedynie członkom rodziny cesarskiej i ich służbie.
.:mury Cytadeli:.
.:Brama Południowa:.
Wchodzimy do wnętrza cytadeli przez położoną nad Rzeką Perfumową Bramę Południową, udając członków większej grupy turystycznej (nic, że azjatyckiej ;) Nikt nie spostrzega naszej odmienności i nie pyta o bilety! Przekraczamy Most Złotej Wody, dawniej dostępny tylko dla władcy i wchodzimy wprost na Dziedziniec Ceremonii, za którym znajduje się Pałac Niebiańskiej Harmonii, do którego również wchodzimy za darmo, stosując tę samą strategię co wcześniej, tym razem przyłączając się do grupy francuskiej ;) To w tym, budowanym przez 30 lat palacu, odbywały się wszystkie ważne uroczystości i ceremonie. Za Palacem znajdują się Złote Wrota – zniszczone w 1947 roku w pierwszej wojnie indochińskiej, niegdyś główne wejście do Zakazanego Purpurowego Miasta. Dzisiaj otwiera się tam brukowany dziedziniec, a wzdłuż jego dłuższych boków ciągną się dwie odrestaurowane Hale Mandarynów.
Siedziba rodziny królewskiej była bombardowana zarówno przez Francuzów jak i Amerykanów, toteż pod koniec 1968r. zostały z niej tylko ruiny. Pomimo wielkich zniszczeń, cesarska siedziba powoli podnosi się z popiołów i systematycznie jest odbudowywana i odrestaurowywana. Ciekawostką jest, że w tych pracach swoje zasłużone miejsce miał zespół polskich konserwatorów kierowany przez Kazimierza Kwiatkowskiego.
.:Dziedziniec Ceremonii:.
.:Pałac Niebiańskiej Harmonii:.



.:Pawilon Mandarynów:.

.:Pawilon Czytelniczy:.


.:Pawilon Rekreacji dla matki cesarza:.













Po spędzeniu kilku dobrych godzin w zapierającym dech w piersiach Zakazanym Mieście, udajemy się na naszych dwuśladach w odwiedziny do starej buddyjskiej świątyni Chua Thien Mu, z 25 metrową, 3 tonową tablicą stojącą na grzbiecie marmurowego żółwia. Jazda rowerem po wietnamskich ulicach jest nie lada wyczynem... na szczęście cali i zdrowi odbywamy naszą przejażdżkę za miasto i z powrotem J

.: świątynia Chua Thien Mu :.


.:na Rzece Perfumowej:.
.:Bonzai przed świątynią:.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz